Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10625

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze jedna u weterynarza, lecz tym razem nie weterynarz był piekielny, a pani "technik weterynarii", która wydawała zwierzęta po leczeniu właścicielom.

Dla wyjaśnienia, mam trzy całkowicie białe kotki. To był czas kiedy zaadoptowaliśmy trzecią kicię. Poprzedni właściciel oddawał ją bo kotka miała problemy z drogami rodnymi, wymagała sterylizacji i leczenia, a nie było go stać, nie chcąc kotki na męczarnie skazywać wolał oddać ją do adopcji. Jak tylko do nas trafiła to zgodnie z obietnicą wylądowała w klinice weterynaryjnej. Tam po ogólnych oględzinach ustaliliśmy, że faktycznie potrzebna jest sterylizacja.
Po kilku dniach kicia została w klinice na dobę i mieliśmy odebrać ją następnego dnia.

I tu się piekiełko zaczęło.

Przyjechaliśmy ok 12 odebrać kota. Podeszliśmy do pana doktora (ja i moja dziewczyna), a ten odesłał nas do w/w pani technik, która siedziała w sklepiku. Ponoć ona opiekowała się zwierzętami po zabiegach.

- Dzień dobry, my po kota.
- Nazwisko.
- Piotr Szczurnięty.
- Proszę za mną.

Czekaliśmy pod drzwiami, aż pani technik przyniesie nasze maleństwo. Przyniosła, ale... Nie tego kota co trzeba!

- Proszę pani, to nie nasz kot.
- Ale był pod nazwiskiem Szczurnięty!
- Ale to nie nasz! Nasz jest biały!
- No ten też biały jest...
- Ale w ŁATY. Nasz cały biały, bez łat, bez niczego. W dodatku to samiec jest! A nasza to dziewczynka!
- Nie mogę wam wydać innego kota, ten był pod waszym nazwiskiem, więc tego musicie wziąć.
- Chce pani żebym wziął nie swojego kota??? - Kompletnie zgłupiałem... Miałem wziąć kota obcej osoby i udawać, że to bez różnicy czy to samiec czy samica, czy jest biały czy ma łaty?
Jeszcze przez chwilę pani namawiała nas żebyśmy wzięli tego, bo ładny taki, zadbany...
Moja dziewczyna, mało cierpliwa osoba, zaczęła krzyczeć, że na pewno wydali naszego kota komuś innemu. Awantura się rozkręciła. Inni zaczęli się ochoczo przyglądać naszym słownym potyczkom i biednemu kotu, którego pani technik siłą wpychała nam w ręce... Po chwili wyczłapał się doktorek, dołączył się do "dyskusji".
Z początku dziwił się dlaczego nie chcemy TEGO kota, które nam dawali. Bo ładny był przecież i rasowy jakiś.
Jak już zacząłem się śmiać i poddałem się całkiem, to moja dziewczyna wywalczyła w końcu właściwego kota.

Do dziś zastanawiam się jak to możliwe, że chcieli nam wydać nie naszego kota...

Weterynarz ;)

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 781 (879)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…