Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#13203

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie monopolowym. W asortymencie posiadamy szlachetny, wysokoprocentowy trunek zwany denaturatem.

W weekendy zawsze panuje chaos, ruch jest ogromy i ogarnięcie klientów, towaru i sklepu w jednym czasie graniczy z cudem. Zwłaszcza, że zawsze pracuję sama.

W pewien piątkowy wieczór grupka zacnych żulików wycieczkowców (czyli takich co nie mają swojego sklepu i miejsca a wałęsają się po różnych dzielnicach miasta) wpadła do sklepu. Kupują denaturat, na łebka po 0,5. Każdy z panów płacił swoimi drobniaczkami, które najpierw sam skrupulatnie obliczał a potem wręczał mi do sprawdzenia. Pierwszy stwierdził, że trzeba przetestować trunek. Nie robi to na mnie wrażenia, często zdarza się, że piją, wąchają czy klepią butelki, więc nie reaguję. Gdy kończyłam obsługiwać usłyszałam trzask zapałki i zapach siarki. Nie zdążyłam zareagować. Żulik dokonujący testu nalał sobie denaturatu z plastikowej butelki do plastikowego kapsla, którego dokładnie nie odkręcił po czym podpalił. Zakrętka zajęła się ogniem, przeszła do butelki. Poparzyło rękę żulika, który palący się „koktajl mołotowa” rzucił (chyba w odruchu) w moją stronę za ladę. Zajęły się plakaty reklamowe, od nich przeszło na papierosy, które trzymamy w gablotce. Ja rzucam się pędem po jakiś koc, aby ugasić pożar. Żulik sprawca w między czasie szybko opuścił sklep. Reszta żulików złapała za przeznaczone do sprzedaży 5 litrowe butle z wodą aby mi pomóc w gaszeniu.
Żuliki tłumaczyły kolegę, że producenci często dolewają wody do denaturatu i chciał on sprawdzić czy butelka zawiera spirytus!

Zniszczenia: moje poparzenia dłoni i spalenie włosów, okopcona ściana i sufit, kilkadziesiąt paczek po papierosach – spalonych i mokrych od wody, zniszczona boazeria i potłuczona szyba w gablocie (efekt „emocjonalnego” gaszenia).
Policja oczywiście przyjechała po moim telefonie, jednak do dnia dzisiejszego żulika nie ujęli, mimo podania namiarów.

Tak wiem, w sklepie powinna znajdować się gaśnica – po tym wydarzeniu nadal jej nie ma. Szef to żył,a a gaśnica kosztuje, lepiej opłacić panienki z sanepidu. Gadzina i tak wyszła na plus, bo dostała całkiem spore odszkodowanie za ten wypadek, oczywiście dzięki koloryzującemu rzeczoznawcy. No a mi do dzisiaj odrasta grzywka i czujniejszym okiem
spoglądam na dykciarzy.
----
Tak dla rozluźnienia to podam synonimy słowa denaturat wg mojej zacnej klienteli: dykta, dyktator, dyktatura, imperator, dętka, dinks, koniak na kościach, kostek, biała dama, szkieletorka, pychota, paligardziołko, siniaczek, gibaj, delirka, Gulgula. :)

sklep monopolowy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 592 (662)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…