Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#15589

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dwóch lat studiuję w Toruniu - do tej pory "zaliczyłam" cztery stancje - jedna piekielniejsza od drugiej - ale ta była wyjątkowa, a i sprawa zakończyła się w sądzie.

Jako, że Miasto Piernika jest małe, a jednocześnie ma duże stężenie studentów, to sporo ludzi chce sobie na żakach zarobić - powstają między innymi "prywatne akademiki" - ludzie dobudowują sobie do domu jednorodzinnego piętro lub skrzydło i wynajmują tam pokoje. Ja do takiego przybytku trafiłam zachęcona niskim czynszem i dobrą lokalizacją.

Mieszkanie oglądałam w czerwcu - po prostu cud architektury - przybudówka goni przybudówkę, ale wszystko wyglądało czysto i schludnie więc się zdecydowałam - podpisałam umowę i wpłaciłam 200 zł kaucji.
Właściciel na moje pytania dotyczące stancji odpowiadał wyczerpująco - jak się okazało wcisnął mi kit - zapewniał, że ściany w pokojach są murowane (okazało się, że kartongips, jakby mocniej kopnąć została by dziura), a lokatorami są jedynie studenci( w rzeczywistości wynajmował każdemu, kto zechciał płacić.)

W trzecim tygodniu września otrzymałam telefon od Pana K, że będzie nowa umowa, "bo potrzebuje dla księgowej". Trzeciego października zjawiłam się w akademiku, damo mi umowę, zaczynam czytać. Niestety nie dokończyłam, bo co rusz mi przerywał i rzucał jakieś dziwne gadki; na końcu stwierdził, że "nie ma co czytać, bo tam jest to samo, co w poprzedniej, po prostu tamta była pisana długopisem, a ta jest drukowana, bo mu potrzeba do jakichś rozliczeń". Jak się okazało (niestety już po złożeniu mojego podpisu), że jest tam kilkanaście punktów, których nie było w czerwcowej umowie (np karne odsetki za zwłokę w płaceniu czynszu i dodatkowe opłaty za sprzątanie) Zakotłowało się we mnie, ale stwierdziłam, że sama jestem sobie winna. Po zwinięciu umowy K. wyskoczył, że będę musiała podpisać jeszcze aneks do umowy, bo podwyższają podatek na gaz (który jest wliczony w czynsz) i on z tego tytułu będzie musiał podnieść owy czynsz. Widać już było, że facet kręcić będzie na czym popadnie. W tym momencie powinnam się okręcić na pięcie i wyjść, ale że stałam z walizami na progu i nie miałam innego miejsca do zamieszkania; zacisnęłam zęby i zostałam.

Jeszcze tego samego dnia wieczorem okazało się, że lokatorami są również robotnicy budowlani, także Ukraińcy, nie rozumiejący słowa po polsku. Na moje i innych studentów pretensje "co oni tu robią?" pan K. zaczął wymyślać kolejne bajki "a są tylko do końca miesiąca, nikomu nie przeszkadzają itp". Wszyscy już nie mieli wątpliwości, że gościu robi nas wszystkich w balona. Jednak postanowiliśmy zostać. I to był nasz największy błąd - po dwóch tygodniach jeden z robotników podpowiedział właścicielowi, żeby dwuosobowe pokoje wynajmować większej liczbie robotników. I zaczął się cyrk! Upychał po czterech, trzech do jednego pokoju, Ukrainiec, Białorusin, Polak - bez różnicy. W ciągu 2 dni sprowadziło się ich kilkunastu (Było ich 30 na 11 pokoi!), urządzili libację alkoholową, w trakcie której wchodzili podpici ludziom do pokoju (ja ocalałam, bo mieszkałam na 2 piętrze - za dużo schodów do pokonania po pijaku), zataczali się, cała łazienka na parterze i obu piętrach były w wymiocinach.

Jedna dziewczyna nie wytrzymała - chciała się wyprowadzić - usłyszała stek gróźb - że ją pozwie o niedotrzymanie umowy; odmówił przyjęcia wypowiedzenia i zwrotu kaucji. Jak dziewczyna zadzwoniła po matkę (jak się okazało prawnika) nagle spotulniał i zaczął namawiać na zostanie, przepraszać za zamieszanie. Niestety nic nie ugrał, dziewczyny nie było po 15 minutach.

Po paru dniach zaczęły nam ginąć drobne rzeczy (min. moje sztućce) a także jedzenie z lodówki i zamrażarki. Nie mieliśmy złudzeń, że robią to robotnicy, bo wszystko znikało najczęściej w weekendy, kiedy nas nie było. Na nasze skargi pan K. zareagował więc kuriozalnie - "robotnicy nie wiedzą, że biorą nie swoje rzeczy, proszę je podpisywać".

W międzyczasie chciała wyprowadzić się kolejna osoba - nie mogła znieść zawilgocenia w pokojach, tym bardziej, że zaczynał się wszędzie robić grzyb (pan K nie chciał go usunąć, a gdy w końcu to zrobił ograniczył się do zamalowania go farbą). Tym razem właściciel się nie patyczkował - po prostu wsiadł w samochód i odjechał. Miał wrócić godzinę później, ale jak łatwo się domyśleć nie wrócił w ogóle. Jego szanowna małżonka odmówiła przyjęcia wypowiedzenia "bo nie jest stroną w umowie" - wybuchła kolejna awantura, chłopak w końcu wypowiedział najem listownie, kaucji więcej na oczy nie zobaczył.

Następnie właściciel wyskoczył z zapowiadanym aneksem do umowy, który podwyższał nam czynsz o 50 zł. Dodatkowo pan K uraczył nas opowieścią "że on do naszych rachunków dokłada ze swoich, żeby nam się dobrze mieszkało; a na podwyżce to on nie zarobi, bo wszystko na gaz pójdzie" - niestety nikt tak naiwny już nie był i nie dał się na to nabrać.

Kolejną osobą, która się wyprowadziła byłam ja - standardowo zostałam obrzucona groźbami o pozwie sądowym i odmówiono mi oddania kaucji. Zamieszkałam w nowej stancji - niestety niewiele lepszej.

Czyżby koniec? Niestety nie, bo sprawa miała finał prawie pół roku później. Skontaktowały się ze mną osoby, które mieszkały u pana K. rok wcześniej, bym zeznawała w sądzie. Jak się okazało podczas mojego pobytu pan K. był nad wyraz potulny - w zeszłym roku komunikował się z lokatorami jedynie za pomocą wulgaryzmów ("myślisz j***a sz**o, że będziesz mieszkać i nie płacić czynszu?" do dziewczyny,która spóźniła się z czynszem 2 dni), potrafił "za karę" zakręcić ciepłą wodę ("o północy nie będziecie się kąpać"), wyłączyć prąd ("noc jest od spania k***, a nie od nauki")a także internet (wywieszał wtedy na drzwiach karteczkę "włączenie internetu kosztuje 100 złotych")itp. Pan K. wszystkie sprawy sądowe przegrał i ma jeszcze kilka do rozpatrzenia. A ja? No do tej pory czekam na swój pozew...

Prywatny akademik

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 572 (618)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…