Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#15976

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem tatuażystą.
Jednak moja dzisiejsza historia nie dotyczy mojej pracy.

Postanowiłem napisać o niej po przeczytaniu historii Sobol′a o obronie koniecznej i idiotyzmowi polskiego prawa (gratulacje za decyzję od czarnego pasa krav magi chłopie :))
Fabuła podobna.
Właściwie historia można podzielić na dwie części.

Cześć I.
Będąc od około roku w Australii aktywnie trenowałem sztuki walki (krav magę odmiana militarna, boks i bjj) nie zawodowo bo chleb miałem z czego innego :) trenowałem od tak dla siebie, żeby się wyszaleć i głupie pomysły nie przychodziły mi do głowy. Nigdy nie byłem jakoś szczególnie umięśniony, opona na brzuch towarzyszy mi od zawsze (wtedy 187cm wzrostu i 99 kilo wagi bynajmniej nie w mięśniach) więc jestem dość niepozorny względem umiejętności...

Zdarzyła mi się kiedyś dość nieprzyjemna sytuacja. Zostałem zaatakowany prze 3 wyrostków, takie typowe uliczne kozaki (jedna z gorszych dzielnic Melbourne, powodu znalezienie się w niej nawet nie pamiętam). Nie jestem ′masakratorem′ niszczącym 10 ludzi jednym palcem ale gnojki raczej mnie nie zmęczyły parą sierpów, kolan w twarz, obite potylice, najtwardszemu wykręciłem rękę tak, że słyszałem trzeszczenie stawów i kości. Obrażenia z mojej stromy to rozbity łuk brwiowy, parę zadrapań, siniaków, wybity jeden palec i rozcięta noga (któryś chlasną mnie nożem po nodze, całe szczęście nie głęboko). Radiowóz podjechał dosłownie za chwilę (tam od wezwania policji do przyjazdu mija 5-10 min). Znaleźli się świadkowie, zapakowali agresorów do samochodu, wzięli moje dane osobowe, itp. Nie spotkała mnie z tego powodu żadna przykrość, chłopaki za wcześniejsze ekscesy dostali wilczy bilet, szereg kar (ukarani srogo). Dodatkowo dostałem coś w rodzaju gratulacji od tamtejszego wymiaru sprawiedliwości, ogólnie wrażenia dość miłe. Martwiłem się, że przekroczę granice obrony koniecznej, jednak adwokat wyjaśnił mi że tam "Takowych nie ma, ktoś cię atakuje, broń się."

Część II.
Zdarzyła się po moim powrocie do Polski. Jako, że nie chciałem zwalać się rodzicom na głowę postanowiłem wynająć mieszkanie z kumplem jeszcze z czasów podstawówki (to on zaciągnął mnie na mój pierwszy trening kravy, sam przez ten czas został instruktorem sztuk walki). Jako że rozkręcałem studio, liczył się każdy grosz, więc pomagałem mu jako instruktor w klubie (czarny pas krav magi odmiany militarnej, purpura w bjj do tego boks). Zawsze dodatkowy pieniądz dla mnie. Najkrótszą drogą dostania się do mieszkania było przejście przez takie typowe blokowisko (nie mam nic do ludzi z takich miejsc, każdy mieszka gdzie może).

Wracając któregoś razu po treningu, ja i kumpel (roboczo Adam) natknęliśmy się na grupę wyrostków, tak w wieku około 20 lat w liczbie 4 sztuk. Zażądali od nas pieniędzy, zegarów itp. Normalnie postąpił bym wg II zasady kravy ale jak zaświecili nam po oczach nożem i kastetem to z góry wiadomo było co nas czeka, walka i to z rozlewem krwi, bo nie oddamy czegoś na co ciężko pracujemy). Adam przyjął pierwszy cios, prosty w twarz, ja podobnie tylko w brzuch, byliśmy pewni, że teraz możemy swobodnie obić im pyski (porada policjantów których trenowaliśmy). Ja miałem rozcięcie na policzku, połamane 2 palce u lewej ręki, podbite oko, rozbity łuk brwiowy, pocięta bluzę (machali tymi scyzorykami na lewo i prawo) i parę siniaków/draśnięć. Z Adamem było podobnie, tylko że jemu wybili jeszcze bark i parę palców. Ogólnie masakra, mnóstwo krwi bo trochę pokiereszowaliśmy chłopaczków, jeden złamana ręka, drugi połamane palce (jak odbierałem mu kastet to chyba to się stało), ich "szef" nic nie widział, bo miał pięknie zapuchnięte oczy, ostatni leżał znokautowany po kopnięciu w głowę (Adam mimo 190 cm wzrostu i 110 kilo wagi potrafi kopnąć). Obraz niezbyt ciekawy. Za chwilę była policja, karetka, nawet prasa. Ponieważ panowie mundurowi nas znali (trenowali u nas), było mnóstwo świadków tego zdarzenia (siedzieli w oknach i patrzyli na spektakl), byliśmy pewni swojego bezpieczeństwa od strony prawnej, bo to na zaatakowano.
Jednak dniu rozprawy zostałem wprowadzony z błędu...

Pan prokurator nie tylko zrobił z chłopaków ofiary, to jeszcze z nas zrobił bezwzględnych oprawców oO (sic!). No tak dwóch wytatuowanych mężczyzn o 23.00 na niebezpiecznej ulicy, ja kwalifikacje takie jak wcześniej i Adam (czarny pas krav magi odmiana militarna, czarny pas judo, czarny karate, brąz w jj). Gangole jak nic, jeszcze ja prowadzący studio tatuażu... 10 lat za samą twarz :) Bogu dziękuję, że właściciel monopolowego po drugiej stronie ulicy miał kamerę przed wejściem i wszystko się nagrało (wąska uliczka). Zeznania świadków nic nie warte bo było ciemno, dobra opinia u mundurowych nic nie znaczy, niekaralność? I co z tego... Gdyby nie to nagranie i nasz adwokat, pewnie nie było by dobrze. O tak! W sądach wierzy się gnojom z zawiasami i licznymi pobiciami, policja znała ich nie od dziś ale co tam, lepiej uwalić nas. Fakt, że jeden z nich to syn innego prokuratora, i do tego który brał udział w sprawie zwracał się per "wujku" nie miało pewnie znaczenia...

Jak fart to fart, prawie ukarano mnie za to, że nie dałem się zabić i okraść, oraz to że jakaś papuga nie umie utrzymać synka w domu bo wychował się na pseudo gangstera... Brawo dla ludzi egzekwujących prawo w tym kraju. I czytając podobne historie wnioskuję ze dużo się nie zmienia.

stoodio :)

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1110 (1240)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…