Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#16157

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sporo jest historyjek o zwierzętach i moherach ostatnio, więc dorzucę swoją.
Mój brat i jego rodzina mieszkają w domu na przedmieściach. Mają psa, bernardyna. Wabi się Reks - imię mało oryginalne, ale pies pochodzi z jakieś specjalnej hodowli zajmującej się psami do ratownictwa czy coś takiego - testów nie zdał więc był do wzięcia, ale ma za sobą szkolenie (ważne). Poza tym jako bernardyn jest stworzeniem niezwykle łagodnym, nie ma mowy żeby warknął czy szczeknął na człowieka, za dziećmi przepada, dwójka maluchów mojego brata jeździ na nim jak na kucyku itp. Gabarytami pies przypomina małą krowę, waży około 90 kilogramów, dodatkowo w cieplejszej porze roku okropnie się leni i przez wygląda na potwornie zaniedbanego zwierzaka.

Tyle tytułem wstępu. Brat pewnego dnia postanowił przyjechać z Reksiem do weterynarza na jakieś tam rutynowe szczepienia, a potem pójść z bratową do galerii na zakupy. Umówiliśmy się więc, że Reksia przejmę i posiedzę z nim jakąś godzinę w parku. Pies oczywiście na pysku przepisowy kaganiec, metalowy, gruba, krótka smycz i skórzana obroża. To chyba tylko jako atrapa, bo mam wrażenie, że jakby chciał, to mi wyrwie rękę i nie poczuje tego...

W każdym razie spaceruję sobie z nim po parku, czasami siadamy na ławce, po prostu sielanka. Niedaleko jest plac zabaw, dzieciaki, swobodnie biegające psy itp. Siedzę na ławce, Reks leży obok, nagle podbiega jakiś taki żółty kundel. Ewidentnie wredny, złośliwy pies, na mnie szczeka i usiłuje gryźć buty, na Reksa szczeka, lata w kółko i hałasuje. Oczywiście bez kagańca, ale z obrożą. W końcu Reks wydaje z siebie krótki pomruk i pies uciekł tak nagle, jak się tylko pojawił. Podnieśliśmy się i spacerujemy dalej.

Nagle wrzask, zamieszanie, płacz dziecka itp. - okazało się, że jedno z dzieci pogryzł niezidentyfikowany pies. Za chwilę zjawiła się policja, ktoś zadzwonił po karetkę. Nagle patrzę, w moją stronę BIEGNIE rączym kłusem typowy moher (M) w berecie, a za nim podążają policjanci (P).
M- To ten pies! To na pewno on pogryzł to dziecko!
P- Czy to prawda?
J- A skąd. Przecież ma kaganiec, mam go na smyczy, w dodatku nawet nie podchodziłem do placu zabaw.
M- Nieprawda! Takie bydlę na pewno gryzie wszystkich dookoła, patrzcie jak wygląda! Na pewno wściekły! Jak można tak zwierzę męczyć! Aresztujcie go!

Skrócę opowieść, w każdym razie z 10 minut usiłowałem wyjaśnić, że nie ma takiej opcji, żeby Reks kogokolwiek ugryzł, a że wygląda jak wygląda to nie wina zaniedbania, tylko właśnie sierść wymienia. W końcu zadzwoniłem po brata, przyszedł, pokazał komplet dokumentów Reksa (wizyta u weterynarza...), policjanci podziękowali i odeszli.
W międzyczasie Reks korzystając z okazji stanął przed moherem i załatwił swoją potrzebę fizjologiczną. Dużą potrzebę, więc było co sprzątać...

Co się na koniec okazało - dziecko zostało zaatakowane i pogryzione przez pewnego żółtego psa biegającego samopas. Pies nie był nigdy szczepiony, ani odrobaczany. Kto był jego właścicielem? Zgadnijcie :-)

Park w mieście wojewódzkim.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 836 (878)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…