Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#16260

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w małej knajpce w Warszawie, wiecie lokal w stylu wszystkiego po trochu - domowe jedzenie, piwo i mocniejsze alkohole. Knajpka jest mała więc zatrudnianie kelnerów nie ma sensu - zamawia się przy barze a ja jestem właśnie barmanką.
Tyle tytułem wstępu.

Przychodzi dwóch klientów - lat na oko 30+, lekko zawiani ale nie tak by nie sprzedać im piwa, od początku kiedy lałam piwo leciały niewybredne aluzje ale praca za barem już mnie na nie uodporniła więc robię spokojnie co do mnie należy.
Panowie wzięli piwo, zapłacili i tu historia mogła by się zakończyć ale wtedy nie nadawałaby się na piekielnych.

K1- Pani mi da jeszcze dwa kieliszki
JA - do czego?
K2 - piwo będę kieliszkiem pił.
JA - Nie mogę podać panu szkła do alkoholu którego pan u mnie nie zamówił.

Panowie wyszli na ogródek, po chwili K2 wraca, podchodzę do baru ze standardowym, staranie wystudiowanym uśmiechem "dla idiotów".
K2 - dwie szklanki do Coli poproszę
JA - a zamawiał Pan u mnie Colę?
K2 - Nie Colę mamy własną, ale zamówiliśmy piwo
JA - I otrzymali Panowie szkło do tego co zamówili, nie podam innego.
K2 - Czy Pani próbuje być złośliwa?
JA - Nie, nie próbuję być złośliwa, a czy Pan do hotelu też przychodzi z własnym łóżkiem?
K2 (na chwilę się zmieszał po czym zagrał moją ulubioną kartą) - Poproszę kierownika
JA - nie ma go w tej chwlili
K2 - to numer do kierownika
JA - nie mogę udostępniać prywatnego numeru szefa, ale mogę do niego zadzwonić i jeśli Pan chce przekazać słuchawkę (mam telefon na barze).
Klient łaskawie się zgodził, niestety nie mogłam się połączyć z barowego telefonu, co klient skomentował prychnięciem - no tak, pewnie celowo, żeby nie mieć kłopotów.
Specjalnie dla pana zadzwonię z prywatnej komórki - powiedziałam, po czym udałam się na zaplecze żeby ową komórkę wziąć. Zdążyłam wrócić do baru gdzie klient krzyknął na mnie, kierując się w kierunku wyjścia na ogródek: Pani mi to przyniesie do stołu, nie będę tu tak stał, tak się składa, że znam szefa bardzo dobrze, ja jestem właścicielem restauracji w Warszawie.
Cóż, wtedy moja cierpliwość się wyczerpała i zagrałam kartą, której używam naprawdę w ostateczności:
-Tak się składa, że szef jest moim ojcem. (co jest prawdą, ojciec właściciel, brat - manager, mama - druga barmanka - ot rodzinny biznes)

Hm, nie zdążyłam do końca wyłuszczyć sprawy ojcu przez telefon (oczywiście powiedział: wsiadam w samochód, 10 minut i jestem) a panowie zniknęli z lokalu... zabierając ze sobą szklanki do piwa.

Szkoda tylko, że akurat szefa nie było na miejscu, jestem jego oczkiem w głowie, więc mogłoby się to skończyć wesoło.

knajpka w Warszawie.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 58 (158)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…