Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#23037

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Teściowa.

Powinno wystarczyć, ale rozwinę.

Początkowo kobieta była wspaniała, przedstawiałam ją jako antytezę dowcipów o teściowych. Niestety, im bardziej się przekonywała, że "usidliłam" jej jedynego synka, tym bardziej pokazywała rogi. Jedna sytuacja szczególnie zapadła mi w pamięć.

Rzecz działa się dzień przed ślubem. Wesele organizowaliśmy w rodzinnej wsi męża. Całość odbywała się w wynajętej remizie z zapleczem kuchennym, kucharkami były Panie pracujące w szkolnej stołówce, zastawa wynajęta, wszystkie zakupy robiliśmy sami. Jednym słowem nie było nikogo "obcego" do obsługi, poszczególne osoby z rodziny były odpowiedzialne za różne części przygotowań i doskonale system ten się sprawdzał.

Wieczorem przed imprezą wszystko było przygotowane, w tym wynajęty namiot do tańców rozstawiony przed budynkiem i cały alkohol w chłodziarkach. Remiza mimo że kilometr od domu rodzinnego męża, położona na uboczu, więc głupotą byłoby pozostawić ją bez opieki. Padł więc pomysł/prośba aby nasz świadek zanocował w budynku. Na miejscu była toaleta, prysznic, a my byliśmy wyposażeni w łóżka polowe, ze względu na sporą ilość rodziny która od tygodnia pomagała w przygotowaniach. Świadek nie miał nic przeciwko. Dodam, że na co dzień mieszkał w akademiku, więc żadne warunki nie były mu straszne;).

Wszystko ustalone, jednak wieczorem dogadaliśmy się z mężem, że nasi znajomi mają dojechać koło 1 nad ranem, świadkowi można by dotrzymać towarzystwa, a wybycie z domu gdzie nocowało prawie 20 osób to też niezły pomysł. Ot, spędzimy sobie tą ostatnią noc "wolności" przy piwku z przyjaciółmi, a nie słuchając sześciu ciotek męża.

Koło 22 wszyscy w domu szykowali się do spania, w kuchni trwały ostatnie rozmowy, a my zaczęliśmy pakować łóżka do samochodu. Nagle z kuchni Wychodzi teściowa (T), robi wielkie oczy i jak nie wrzaśnie:

T: A CO WY TU ROBICIE?

Ja: A, bo pomyśleliśmy sobie, że zanocujemy w remizie, żeby (Świadek) sam nie siedział, zresztą znajomi jeszcze jadą...

T: ALE JAK TO TAK?
Ja:???

T (jednym ciągiem, bez przerw na oddech): JAK TO TAK MOŻE BYĆ? JAK WY ŚMIECIE? CZEMU NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ? NIKT MNIE NIE SZANUJE! WŁASNEJ MATKI! JAKIM PRAWEM JA MAM NIE WIEDZIEĆ GDZIE MÓJ SYNEK SPĘDZA NOC? JAK TAK MOŻE BYĆ!

I tak w kółko, T we łzach, prawie włosy z głowy wyrywa, cała rodzina się na te wrzaski zleciała, moi rodzice z klasycznym "WTF?", mąż tylko wzdycha po to nie pierwszy raz jego mamusi coś odbiło (nawet wesele mieliśmy odwoływać przez nią, ale to inna historia).

Aby lepiej wydobyć piekielność sytuacji pragnę dwie rzeczy dodać:

Tak, nikt jej nie powiedział. Nie wpadliśmy na to, że powinniśmy. Oczywiście po spakowaniu samochodu poszlibyśmy powiedzieć wszystkim dobranoc, to nie miała być tajemnica ani ucieczka.

Po drugie, mój mąż miał wtedy 28 lat, od 14 roku życia mieszkał w internacie (wieś, nie było warunków do codziennych dojazdów do szkoły), potem na studia wyprowadził się do Warszawy, gdzie już pozostał na własnym gospodarstwie. Więc kobieta od co najmniej 12 lat nie miała pojęcia "Gdzie jej synek spędza noce".

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 631 (713)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…