Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#24236

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś (no już ładnych kilka lat temu, tuż po skończeniu studiów licencjackich) w ramach zajęcia swojego wolnego czasu i przy okazji chęci pomocy pokręciłem się i znalazłem wolontariat w DPSie.

Początkowo świetne wrażenie na mnie wywarli. Dla chodzących mieszkańców były organizowane konkursy, mieli sale plastyczne (gdzie malowali, sklejali i oddawali się innym plastycznym zajęciom), była i sala muzyczna, latem był organizowany wieczorami grill z różnymi zabawami i konkursami, mieszkańcy dostawali nagrody. Kuchnia zadbana i zautomatyzowana, wszystkie sztućce, kubki i talerze nowe, jadalnia również czyściutka, pracownicy mili, ale co się dziwić, mieszkańcy płacili 2700 miesięcznie+wszelkie ubrania, lekarstwa, pampersy i potrzebne przedmioty kupowała rodzina...

Pierwsze tygodnie pracowałem w kuchni. Wieczorem pomagałem przygotowywać grilla i pomagałem zmotoryzowanym mieszkańcom dostać się na podwórko.
Później, jako stały wolontariusz, pomagałem przy organizowaniu konkursów, douczałem seniorów żądnych wiedzy czy prowadziłem różne proste zajęcia plastyczne.

Stała opieka medyczna, wszystko podkładane pod nos - nie było mowy o tym żeby komuś zabrakło lekarstw lub żeby ktoś nie wziął swoich leków. Psycholog dla mieszkańców, którzy potrzebowali "porozmawiać".

Dyrektor widząc, że sumiennie wykonuję swoje obowiązki zaproponował mi, że mogę wykorzystywać swoją wiedzę u nich to też zostałem przydzielony do rozdzielania leków. Każda tacka posiadała imię, nazwisko, nr pokoju, schorzenia i zdjęcie mieszkańca (żeby się na 100% nie pomylić - bo przy tylu ludziach to możliwe).

Nie ukrywam, ten wolontariat dawał mi sporo satysfakcji. Przy okazji mogłem porozmawiać z wiekowymi ludźmi o wojnach (jedna pani to nawet o I wojnie i Piłsudskim mogła mi poopowiadać bo miała prawie 100 lat).

Po pewnym czasie dyrektor zaproponował mi, że z racji stażu u nich i mojego wykształcenia mogę pomagać pielęgniarkom przy niechodzących mieszkańcach, którzy znajdowali się na tyłach budynku, gdzie "nieodpowiednim" osobom nie wolno wchodzić.

Pierwszego dnia stawiłem się u pielęgniarki, która miała mnie tam zabrać. Szedłem za nią w głąb budynku, robiło się coraz chłodniej. Weszliśmy do korytarza pokrytego starą, lekko zżółkniętą farbą.
Powiedziano mi, że mam się rozejrzeć. W jednej sali na wózku siedziała staruszka, widać było, że boli ją kręgosłup. Poszedłem do pielęgniarek.

J-Przepraszam, tą panią na wózku chyba boli kręgosłup? Może trzeba ja położyć?
P-A nie, bo zaraz będzie chciała wstać, nie będę latać co pół godziny żeby ją kłaść i sadzać!
J-Ale ją boli, widać to... Jak długo tam siedzi?
P-Przed śniadaniem.

Śniadanie było o 8 rano, a to była godzina 12...

J-To może ja ją położę?
P-Nie bo mi ją przyzwyczaisz! Ty pójdziesz, a ja zostanę i będę latać!

Poszedłem więc do innych sal. Na jednej leżały trzy panie. Na stole leżały dwie kupki gąbek do podmywania, a obok uwijała się pielęgniarka, która właśnie przygotowywała pampersy do zmienienia.

J-Gąbki nie są podpisane... Skąd wiadomo która jest czyja?
P-Obojętnie. Te po lewej do mycia od pasa w górę, po prawej od pasa w dół.
J-No dobrze, to pomogę podmyć.
P-Nie! To jutro o 7 dopiero! Teraz tylko pampersy zmienić.
J-Zmienić pampersy i nie podmyć? Porobią się odparzenia...
P-Wieki by mi to zajęło! Idź pomóc gdzie indziej.

Przegoniła mnie... Poszedłem do sali po przeciwnej stronie. Leżał tam staruszek, widać, że miał problem z przykurczami. Kolejna niespodzianka - przy łóżkach nie ma kart, więc nie wiedziałem co mu jest. Znów podszedłem do pielęgniarek.

J-A temu panu spod piątki co jest?
P-A tam coś z mięśniami.
J-Słucham??
P-Nim zajmuje się Gośka, ja tam nie zaglądam.
J-A gdzie znajdę Gośkę?
P-Dziś jej nie ma.
J-To znaczy, że dziś, jak nie ma Gośki, nikt do tego staruszka nie zagląda?
P-Młody jesteś, życia nie znasz.
J-No faktycznie, takie życia nie znam... I szczerą mam nadzieję, że nie poznam.

Pochodziłem tam jeszcze. Było brudno, zauważyłem, że nie czekają aż ktoś skończy jeść tylko była wyliczona godzina - ktoś nie zdąży zabierali zupę spod pyska. Pacjenci mieli odparzenia, jedna pani ze zmianą nowotworową na głowie nie mogła doprosić się żeby ktoś posmarował jej to jakąś maścią, którą miała na to. Byli myci raz na dzień, nawet ci z pampersami, pampersy były zmieniane trzy razy dziennie (po myciu, ok 12 i na noc - dwa ostatnie razy bez mycia!).
Tych ludzi nikt nie odwiedzał, całe dnie leżeli w swoich salach, jak były studentki pielęgniarstwa to chociaż tych ludzi przekładały na boki, trochę zagadały.

Wytrzymałem tam krótko i się ulotniłem. W miarę możliwości biegałem wokół tych ludzi choć byłem co chwilę poprawiany i strofowany przez pielęgniarki. Ludzie płacili mnóstwo pieniędzy, a byli traktowani jak nędzarze za zamkniętymi drzwiami...
Minęło tyle lat, a pamiętam tamto miejsce. Od dwóch lat jest zamknięte.

Nieistniejący już DPS

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1192 (1232)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…