Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#35902

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z jakże zamierzchłych czasów gimnazjalnych. Zdarzyło się nieszczęście: zgubiłam legitymację szkolną. Nie wiem gdzie, nie wiem jak, mimo przekopania całego domu, dwudniowej akcji poszukiwawczej i przepytania wszystkich domowników dokument się nie znalazł.

No cóż, wzdycham ciężko - trzeba zrobić słit focię, iść do sekretariatu i papierek wyrobić, bo jak tu życ inaczej? Mamcia wcisnęła do rączki potrzebne papierki, w tym wspomniane zdjęcie i przykazała pójść do sekretariatu.
Wchodzę. Grzeczne "Dzień dobry" z mojej strony zostaje skwitowane jakimś burknięciem, czuję się, jakbym właśnie przekroczyła próg pieczary jakiegoś potwora.

No nic, brnę dalej, przecież nie ucieknę z krzykiem, pozostając bez legitymacji, która, wbrew pozorom, czasem się przydaje.
Podchodzę do stanowiska pani sekretarki. Pani sączy kawusię, sprawdza coś na monitorku komputera, po czym łaskawie odwraca się w moją stronę z miną #2390842094 pt. "niech mówi co chce i wylatuje w podskokach".

[J] - ja
[S] - pani sekretarka

[J]: Dzień dobry. (jeszcze raz)
[S]: Dźdbr. W czym mogę pomóc?
[J]: Zginęła mi legitymacja szkolna, chciałabym wyrobić nową.

Nieśmiało wciągam w stronę pani rączkę ze słit focią i jakimś jeszcze papierkiem.
[S]: Proszę okazać starą legitymację, to wyrobimy.
Ja - klasyczny karpik, jak okazać, skoro zgubiłam. Tłumaczę pani, że nie mam dokumentu.
[S]: Nie mogę wyrobić ci legitymacji, dopóki mi nie okażesz obecnej. Muszę ją zarekwirować, bo potem dasz komuś i będzie sobie ulgi uczniowskie brał (?!). No to jak, dostanę legitymację?
[J]: Nie dostanie pani, z tego prostego powodu, że jej NIE MAM.

Ja - piana na ustach, trochę zła, bo znalazłam się w sytuacji bez wyjścia, jakby na to nie patrzeć. Mierzę panią sekretarkę wzrokiem rozjuszonego byka, kiedy w centrum naszego pojedynku spojrzeń wkracza inna sekretarka [S2]

[S2]: Dzień dobry, jakiś problem?
Ja - wzdycham z ulgą w głębi swej gimnazjalnej duszy, że w końcu ktoś sympatyczny, kto zrozumie moją sytuację. Tłumaczę, że zginęła mi legitymacja, blabla. Nie mogę jej okazać, z tego prostego względu, że jej nie mam.
[S2]: A gdzie tą legitymację zgubiłaś? Wróć, poszukaj.
[J]: Proszę mi uwierzyć, że gdybym wiedziała, gdzie mi wypadła, to wróciłabym tam na skrzydełkach i wzięła ją, żeby tylko nie musieć z paniami rozmawiać.
Moja odpowiedź została uznana chyba za szczyt bezczelności, obie panie się zapowietrzyły, ja wyszłam.

Problem legitymacji rozwiązała dopiero wizyta szanownej rodzicielki w gabinecie dyrekcji. Gdy parę dni później wkroczyłam do sekretariatu ze słowami "Dzień dobry, zginęła mi legitymacja i chciałabym wyrobić nową" na ustach, sekretarka popatrzyła na mnie spode łba, wyrwała wręcz z rączki słit focię i papierek, po czym zabrała się do wypełniania.

Nie obyło się jednak bez mruczenia pod nosem, dotyczącego bezczelnej i niewychowanej młodzieży, przez którą ona ma tylko więcej roboty :)

szkoła

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (171)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…