Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#39275

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Czasem brakuje kamieni. Co gorsza, na kolegów w dziele Hipokratesa.
Fakt, jestem nerwusem i czasem puszczają mi zwieracze mentalne. Zazwyczaj na spotkanie z chamstwem, egoizmem, wymuszaniem i cwaniactwem. Ale wiem, że nigdy nie należy lekceważyć traumy psychicznej. A już na pewno nie można jej obracać w niesmaczny żart.
Od paru lat wiem to na pewno...

Pracowałem wtedy w innym mieście, jeździłem karetką reanimacyjną.
Teren rozległy, lekarze POZ rozpuszczeni do granic możliwości, za to naród wychowany w duchu nie zawracania siedzenia głupotami.
Przyczyniła się do tego załoga miejscowego szpitalika. Traktowana przez aborygenów z nabożną wręcz czcią.

Pewnego ranka dostajemy wezwanie. Wzywa Policja. Dość enigmatycznie: przy fontannie leży młoda kobieta, krwawi...
Ale wezwanie w pierwszym kodzie pilności, więc na zadrapanie nie wygląda.
Polecieliśmy.
Na miejscu istotnie leży młoda niewiasta. Na oko jakieś 17-18 lat.
Zapłakana. Na buzi kolekcja siniaków, jak po starciu z Kliczką. Odzież poszarpana, do tego jakaś dziwnie wieczorowa.
Jedyne, co było na miejscu, to spodnie. Które dzierżyła w zaciśniętych rękach i reagowała krzykiem na każdą próbę dotknięcia.
Delikatnie podchodząc udało nam się wzbudzić zaufanie dziewczyny na tyle, żeby dała się przetransportować do karetki. Po drodze wyjaśniła się zagadka krwawienia: cały tył spodni przypominał pole bitwy...
W karecie, cichutkim głosem, chlipiąc, opowiedziała o wczorajszej nocy.

Była na dyskotece.
Z kolegą.
Przyprowadził swoich kumpli, którzy zaproponowali rajd po okolicy dwudziestoletnią beemką.
Na odwagę, postawili jej drinka.
A potem pamiętała jak przez mgłę.
Kolejne spocone twarze, rechot, muzykę i kołysanie auta.
I ból.
Po kilku godzinach takiej zabawy, podwieźli ją na środek miasta i wyrzucili z jadącego samochodu.
Ocknęła się rano, dzięki komentarzom miejscowych. Na temat jej prowadzenia się i tym podobne...
Zawieźliśmy ją więc do szpitala. Bo ginekologia tam była.
Był też ON.
Pan doktor. Powiernik i mistrz taktu.

Od wejścia głośno skomentował, jakiego kocmołucha mu przywieźli.
Niespecjalnie słuchał naszych wyjaśnień.
Natomiast wiadomość o gwałcie przyjął z niesmakiem.
Skomentował, że sama chciała, że teraz płacze, a wczoraj tańczyła i mogła się domyślić, jak to się skończy...
Przebrał miarkę, kiedy dziewczyna zapytała, co będzie jak zajdzie w ciążę.
Beztrosko zarechotał i odparł, że "się wyskrobie i po kłopocie"...
Dziewczyna w szloch.
Moi chłopcy odciągnęli mnie od lekko podduszonego debila.
Który, jak tylko doszedł do siebie, pobieżnie zbadał pokrzywdzoną i... wystawił ją na ulicę. Pomimo jej stanu psychicznego i faktu, że mieszkała dziesięć kilometrów od szpitala. A nie była w formie do maratonu...

Finał historii jest, niestety, mało budujący.
Jakoś dotarła do domu. Umyła się, przebrała, porozmawiała z rodzicami.
A potem poszła do swojego pokoju i się powiesiła.
Nie zdążyliśmy dojechać na czas.
Jedynym pocieszeniem były dwie rozprawy, w których wziąłem potem udział jako świadek.
Jedna, gwałcicieli. A przynajmniej tych, których udało się zatrzymać.
I druga - o nieumyślne spowodowanie śmierci.
Zgadnijcie, kto był oskarżonym?
W obydwu zapadły wyroki skazujące...

dawno i daleko

Skomentuj (136) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1864 (1936)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…