Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#39949

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hellraiser pożalił się na lekarzy rodzinnych, których, delikatnie mówiąc, nie lubi i nie szanuje.

Wywołało to u mnie serię wspomnień, częścią z nich postaram się w miarę skrótowo podzielić.

1. Pacjent 50-letni, przywieziony przeze mnie karetką do SORu z zawałem serca. Jeszcze w karetce dostał ode mnie morfinę, żeby tak nie cierpiał. Po kilku godzinach znów jesteśmy w tym samym szpitalu, przy okazji pytam o tego mojego zawałowca. "Wypisany" oświadcza lekarz SORu. Dlaczego? Ano, drodzy państwo, bo nie miał bólu w klatce... Czy doktor przeczytał kartę pozostawioną przeze mnie? Nie. Czy spytał pacjenta o leki? Nie. Spytał czy boli. Nie bolało, więc wpisał w karcie, że dolegliwości minęły i posłał gościa do domu. Na szczęście sytuację udało się odkręcić...

2. W przychodni nagabuje mnie pacjent ze świeżo zagipsowaną nogą. Chce zwolnienie z pracy. Tłumaczę grzecznie, że zwolnienie pisze tylko ten lekarz, który leczy, a jego złamanie było leczone na SOR. Nie dociera. W szpitalu powiedzieli, że rodzinny wypisze, to rodzinny ma wypisać i basta. Dopiero jak powiedziałam, że dobrze, ale muszę zdjąć ten gips, bo nie mam ani RTG, ani badania i nie wiem czy noga naprawdę złamana, pacjent odpuścił... W sumie nie jego wina, tylko lekarza ze szpitala, któremu się nie chciało i wolał pogonić pacjenta do przychodni.

3. Pacjent, który nie pozwolił się dotknąć w przychodni, bo ma problem z... penisem. I nie pozwoli jakiejś babie, w dodatku w byle przychodni macać go po częściach intymnych. Wykazałam się współczuciem na własną zgubę. Wysłałam do szpitala. Dwie godziny później zadzwonił do mnie z awanturą urolog, że nie badam pacjentów przed skierowaniem. Pacjent oczywiście słowem nie pisnął, że się nie zgodził... Doktor chyba mi nie uwierzył, o przeprosinach nie wspomnę.

4. Pacjentka, który mi opowiedziała jedną wersję, odpowiednią do szybkiego skierowania do szpitala, a na izbie przyjęć drugą - bo tam chciała być już dokładnie zdiagnozowana. Okazało się, że wymioty krwią i utrata przytomności z rana nie miały miejsca... Za to miały bóle brzucha, które pani chciała sobie szybko wyleczyć. Chociaż i tu kolega miał pretensje, że tak skierowałam, bo to na pewno JA wymyśliłam.

5. Na SOR przyjęłam staruszkę z ciężką hipoglikemią, rozpoznaną jako alkoholiczkę skierowaną na oddział psychiatrii (bohaterkę jednej z poprzednich historii). Obsadzie karetki nie chciało się zmierzyć jej cukru.

6. Na koniec przyznaję się - wysłałam kiedyś pacjenta na SOR do "zrobienia badań". Młody, na moje oko z nowotworem. Kolejki wszędzie takie, że prędzej go obejrzy św Piotr niż specjalista. Poradziłam co ma powiedzieć, jakie objawy podać. Ponoć przy przyjęciu też sarkali, że głupia baba przysłała. Do momentu, kiedy jednak nie zrobili tych badań i trybie ekspresowym nie położyli go na stół. Wrócił trzy tygodnie później, już po operacji. Z kwiatami. Jakoś mi nie wstyd.

Do czego zmierzam? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Gdy pracowałam tylko na SORze, uważałam, że w karetkach jeżdżą debile, którzy nie potrafią nic sami zrobić i przywożą do szpitala pierdołki, a rodzinni to głupie sekretarki. Gdy zaczęłam jeździć w karetce i pracować w poradni, nagle mi się punkt widzenia zmienił...

Czego i Hellraiserowi życzę :)

nikt nam nie wmówi że białe jest białe!

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 910 (968)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…