Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#40359

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od czasu do czasu prowadzę nauczanie pierwszej pomocy. Raczej przy specjalnych okolicznościach (jak np. różne festyny czy coś), ale także zdarza się, że pewna szkoła jazdy prosi mnie o przyjście.

Kiedyś właśnie na takim kursie swoją historię opowiedział mi jeden gość. I jego historii od tamtej pory używam przed każdym rozpoczęciem zajęć tego typu.
Przyznał się, że był kompletnym ignorantem w tej dziedzinie, nie obchodziło go czy będzie mógł komuś pomóc czy nie. W końcu prawdopodobnie zobaczy tę osobę pierwszy i ostatni raz w życiu, więc co on z tego by miał? Myślenie niby dobre... No bo co to, ja się będę uczył, wydam kasę na kursy i co? Nie będę miał za to żadnej nagrody!

Pan jednak nie przewidział jednej rzeczy... Otóż okazało się, że jego znajomości pierwszej pomocy nie potrzebował przypadkowy przechodzień, obcy ludzie przy wypadku samochodowym czy niedoszły samobójca, a jego własna 6-letnia córka. Dzieciaczek jak to dzieciaczek, przy zabawie raczył łyknąć jakieś paskudztwo, które utknęło mu w gardle.

Tatuś zareagował na próby płaczu, warczenie i charczenie... tylko co dalej? Jedyne co przyszło mu do głowy to grzmotnąć w plecy - tylko, że z całej siły prosto... Czyli bardzo częsty błąd, bo jak już naparzamy kogoś w ten sposób powinniśmy zrobić to pod kątem z dołu w górę, a nie prosto bo w ten sposób możemy co najwyżej odbić płuca przez klatkę piersiową. ;) Pan nie znał chwytu Heimlicha ani nie pomyślał żeby córce nogi z głową miejscami zamienić. Jedną ręką więc obijał dzieciakowi plecy, a drugą wybierał numer na pogotowie. Tylko tak... Zanim zadzwonił, zanim wyjaśnił o co chodzi (standardowo krzycząc, wyzywając i takie tam), minęło kilka minut i córeczka straciła przytomność (wiecie, tak już jest, kiedy nie możemy oddychać w końcu padniemy z braku tlenu).
Koniec na szczęście wesoły, młodej nic wielkiego się nie stało oprócz siniaków na plecach i traumy do końca życia. ;)

W każdym razie. Jak wchodzę do sali nauczać przyszłych kierowców pierwszej pomocy i słyszę "ale to będzie nuda, nigdy to się nie przyda, bez sensu stracony czas" to chętnie opowiadam im podobne historie. A najbardziej lubię wyławiać rodziców, którym pierwsza pomoc nie po drodze. A później płacz i nagłówki gazet: GDZIE BYŁO POGOTOWIE? A pogotowie cóż, nie lata, nie teleportuje się, musi dojechać przez miasto, czasem korki, albo co gorsza do sąsiedniej wsi. A nieoddychające dziecię nie będzie czekać wiecznie...

Ale przecież pierwsza pomoc jest tylko po to żeby ratować zagubione, poszkodowane duszyczki gdzieś na ulicy. A przecież jak na ulicy to ktoś inny pewnie będzie umiał...

Pierwsza pomoc

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 891 (939)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…