Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#41179

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak gimnazjum (czasami) wspiera uczniów.

W mojej szkole odbywały się dodatkowe zajęcia z języka angielskiego - finansowane przez dyrekcję, która pieniążki na ten cel otrzymywała z gminnych funduszy. Każda klasa tworzyła osobną grupę, na zajęcia chodziła zdecydowana większość uczniów, jako że były darmowe.

Dziesięcioosobowa grupa z mojej klasy zdecydowała, że weźmiemy udział w konkursie językowym (stworzyliśmy od podstaw przedstawienie teatralne w języku angielskim, na podstawie jakiejś tam książki) - poświęcaliśmy na próby całkiem sporo czasu, realizując równolegle materiał z programu nauczania. Lekko nie było, ale chcieliśmy się trochę pobawić w ramach zajęć dodatkowych. Sami tworzyliśmy dekoracje, kompletowaliśmy garderobę i tak dalej. Przygotowania zajęły nam dobre pół roku.

W końcu nadszedł Dzień Próby - to znaczy wizyta naszej grupy pod przewodnictwem nauczyciela prowadzącego u pani dyrektor, z prośbą o sfinansowanie naszego wyjazdu na konkurs. Szanowna dyrekcja wiedziała wcześniej o naszym zamiarze uczestniczenia w nim, w końcu zgodziła się na to, aby próby odbywały się na terenie szkoły. Jednak na pytanie, czy znalazłyby się pieniążki na sfinansowanie przejazdu do oddalonego o 40 km miasta dla 11 osób, usłyszeliśmy odpowiedź odmowną. Uzasadnienie? Szkoła nie ma pieniędzy na takie rzeczy, to nie są zajęcia obowiązkowe, więc niby jakim prawem "nasze fanaberie i wydziwiania" mają być finansowane z jej budżetu?

Dobra, jakoś to przełknęliśmy. Udało nam się załatwić pieniądze na przejazd z innego źródła i na konkurs pojechaliśmy :) Co więcej - zajęliśmy drugie miejsce.

I tutaj zaczyna się piekielność.
Szczebiotanie pani dyrektor na temat tego, jakich to ona ma zdolnych uczniów i jak (dzięki wsparciu szkoły) mogą realizować swoje pasje i zdobywać nagrody, to jeszcze nic. Największe kontrowersje wzbudziła sama nagroda, którą otrzymaliśmy - skromna bo skromna, radio, ale całkiem nowoczesne. Wspólnie z nauczycielem prowadzącym zdecydowaliśmy, że sprzęcik przekażemy domowi dziecka. Wszystko super, prawda?

No chyba nie.

Wkrótce cała grupa została wezwana do gabinetu dyrekcji na półgodzinną tyradę pod tytułem "JAK WY MOŻECIE WYNOSIĆ WYPOSAŻENIE ZE SZKOŁY? TA NAGRODA STANOWI WŁASNOŚĆ SZKOŁY, NIE MACIE PRAWA NIĄ DYSPONOWAĆ!". Pani wicedyrektor zagroziła nam obniżeniem ocen z zachowania, oskarżyła o brak uczuć i szacunku wobec szkoły, słowem - jej oburzenie sięgało zenitu. Dopiero dzwonek telefonu przerwał jej mowę, a nam pozwoliło uciec z pola rażenia.

Dom dziecka radio dostał, dyrekcja gryzła pięści podczas uroczystego przekazania (skromnej bo skromnej :)) darowizny, a my z powodu obniżonego zachowania nie płakaliśmy.

Zastanawia mnie tylko jaki sens miało wykłócanie się o głupie radio, skoro każda sala w szkole była wyposażona w równie nowoczesny sprzęt..?

gimnazjum...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 733 (787)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…