Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#47109

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od stycznia mamy dwóch nowych ratowników. Młode chłopięta, ledwo po studiach. Jako tacy zostali na razie przydzieleni na karetki S - żeby ktoś ocenił ich pracę, pokierował na samym początku. Wiadomo, każdy z nas był kiedyś głupi :) Doświadczenie niestety w tym zawodzie jest bardzo ważne, a jakoś trzeba je zdobyć. Dlatego na samym początku młodziaki mają ciężko - robią wszystko, są maksymalnie wykorzystywani. Jeśli tylko jest czas, to przy pacjencie robią WSZYSTKO, drugi ratownik siedzi z założonymi rękami :)

O ile jeden z świeżynek jest w miarę rozsądny i powoli zdobywa moje zaufanie, o tyle z drugim mam problem. Duży. Miesiąc to nadal krótko, ale pewne podstawy należałoby już złapać. Niestety, nasz pan R chyba nie jest zainteresowany pracą, bo robi wszystko, żeby ją szybko stracić.

Przykłady?
Po dwóch tygodniach R nadal nie potrafił założyć wenflonu, co chwilę coś motał, a to stazy nie założył, a to gubił koreczki, zalewał wszystko krwią, wrzucał igły do zwykłego kosza.

Nie wie co gdzie leży w karetce, wysłany po szyny do usztywnienia przegrzebał wszystkie szafki, zanim drugi ratownik wkurzył się i wyjął je ze stałego miejsca (BTW to dość duże przedmioty, szukanie ich w szafkach 20x30 cm nie miało sensu...). Znalezioną szynę próbował dogiąć do złamanej nogi (modeluje się zawsze na zdrowej, żeby nie szarpać złamania).

Ostentacyjnie mówi do nas na "ty" przy pacjentach - tu słowo wyjaśnienia: w zespołach od razu przechodzę z ratownikami na imiona, bo łatwiej się dogadać, poza tym pracujemy w małych grupach, w różnych warunkach, w nocy, w święta - to zbliża ludzi. Ale nie pozwalam sobie na mówienie do pacjenta: "Krzychu zmierzy panu ciśnienie". Nawet nie wiedziałam, że tak można...

Kilka razy zdarzyło się, że w karetce były braki - normalnie po każdym większym wyjeździe uzupełnia się leki czy opatrunki, które zeszły - to zadanie ratownika. I przychodzi wyjazd, decyduję o podaniu leku, po czym słyszę zza pleców "o, mamy ostatnią ampułkę" (rzecz niedopuszczalna - bo co zrobić, jakby się np stłukła?) Potem się dowiedziałam, że drugi ratownik zapas miał w kieszeni, co według naszego nabytku całkowicie odpuściło mu grzechy.

Załapałam się na kłótnię pomiędzy nim, a kierowcą i drugim ratownikiem. Powód? On nie będzie sprzątał karetki, bo on jest do wyższych celów. To, że to on musi wiedzieć gdzie co leży, uzupełniać, dezynfekować, bo to JEGO miejsce pracy - nie dociera. W końcu kazałam mu dokładnie przeczytać umowę o pracę - "pracownik zobowiązuje się dbać o porządek w miejscu pracy". (na marginesie - w dyżurce też robił ciężki burdel, ale tu chłopaki go ładnie ukrócili, wywalając jego bałagan na świeży śnieg).

Pod koniec stycznia przyszedł do mnie (swojego kierownika!) z awanturą (!!!), że on wszystko robi! On jest wykorzystywany! Jak on ma dobrze pracować, jak on ma tyle obowiązków! Wszystko na jego głowie, po prostu człowiek urobiony po pachy! To jest fala! On jest dobrym ratownikiem, a my go gnębimy! Na argument, że na jego miejscu raczej zamknęłabym gębę i się uczyła, bo jak na razie nic na jego umiejętności nie wskazuje i dobrym ratownikiem to może będzie za kilka lat, R poleciał na skargę do dyrekcji. Po skonfrontowaniu stanowiska dostał odpowiedź, że w sprawy pomiędzy zespołem dyrekcja się nie miesza i ogólnie oni wolą pracowników, którzy nie piszą donosów na siebie.

Ale szanse na wyrzucenie z pracy raczej marne - protekcja to rzecz nie do przeskoczenia. I daje poczucie, że nie trzeba się starać, bo praca i tak będzie.

erka

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 709 (777)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…