Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#47826

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia znajomego.

Sytuacja z dzisiejszego treningu. Godzina 22.00. Biegnę sobie spokojnym tempem 4'50"-4'55" na kilometr, gdy w pewnym momencie, na 5 kilometrze, w jezdni, w dziurze (tak, w dziurze) leży skulony człowiek. Pierwsza myśl: Dlaczego to ja zawsze w trakcie treningu zimą muszę trafić na pijanego do nieprzytomności gościa (ten był trzeci w mojej biegowej karierze) i czekać następnie półtorej godziny na przyjazd straży miejskiej. Druga myśl: olać i biec dalej. Druga myśl (jednocześnie z poprzednią drugą, dlatego ma ten sam numer): Gość leży w ciemnym miejscu tuż za zakrętem i przejściem dla pieszych, więc zaraz go ktoś potrąci. Przerywam więc bieg i wkurzony idę podnieść człowieka (oczywiście pijany, że nie wiem). W tym momencie, z piskiem opon zza zakrętu wypada rozpędzony samochód. Puszczam kolesia (który upada z powrotem do dziury w jezdni), staję przed nim i macham rękami żeby zatrzymać samochód. Auto staje, ja próbuję podnieść gościa. Z samochodu wygląda kierowca i pyta czy w czymś pomóc, ja, że chętnie i zaraz razem odprowadzamy pijanego na chodnik, gdzie wyślizguje nam się z rąk i upada. Mój pomocnik widząc moje wkurzenie, że będzie trzeba czekać na odpowiednie służby przepraszającym głosem mówi, że musi jechać, bo mu się naprawdę spieszy. Ledwie zdążyłem wykręcić numer 112 (już przygotowałem sobie odpowiedzi na serię pytań, która miała paść: oddycha, ale jakby przerywanie; w tej chwili nie proszę pani, ale zapach i ślad na ubraniu wskazuje, że wymiotował i sprawia wrażenie jakby się czymś dławił - zawsze podkoloryzowuję, wtedy szybciej przyjeżdżają), gdy zza zakrętu z piskiem opon wypada samochód policyjny. Niewiele myśląc, w mojej świecącej biegowej kurteczce wyskakuję na jezdnię i zatrzymuję dzielnych stróżów prawa. Tu też jakbym znał scenariusz wcześniej: otwiera się szyba, a zza niej, z ustami pełnymi hotdoga (w USA wolą donuty), policjant pyta: co się tutaj dzieje?
Pijany człowiek leżał w dziurze - odpowiadam.
W jakiej dziurze? - pada niewyraźne z powodu przełykanej akurat bułki pytanie.
W tej, w jezdni - mówię, po czym zaraz grzecznie proszę: Panowie, zajmijcie się nim.
Tym musi się zająć straż miejska - pada stwierdzenie od drugiego policjanta, którego dotąd nie zauważyłem.
Dobrze - odpowiadam - ja zaczekam, ale pozwolę sobie zapamiętać numer na panów radiowozie, by ustalić później, czyj jest to zakres kompetencji.
Policjant wysiada, podchodzi do leżącego spokojnie na chodniku pijanego i pyta: Gdzie pan mieszka? Przy-szewskiego - pada bełkotliwa odpowiedź.
No dobrze - mówię - to ja już sobie pobiegnę dalej.
Nie tak szybko - powiedział z dziwną satysfakcją w głosie człowiek w mundurze - najpierw musimy spisać protokół. Pana godność?
Miller Marek - odpowiadam ze złością.
Zawód?
Dziennikarz - cedzę
W tym momencie policjant podnosi głowę, patrzy na mnie i mówi - Może rzeczywiście nie będziemy już pana tu trzymać, jeszcze się pan przeziębi...

Nauczyłem się dziś jak trzeba rozmawiać ze stróżami prawa i przekazuję tę wiedzę dalej. W istocie, media są czwartą władzą.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (302)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…