Wolontariusz w szpitalu podobno zawsze się przyda, a tym bardziej jeżeli jest w trakcie kształcenia na kierunku medycznym...
Razem z kolegą chodzimy do szkoły policealnej, na kierunek ratownictwo medyczne. Pewnego dnia wymyśliliśmy sobie, że dobrze będzie jeszcze przed wrześniowymi praktykami podpatrzeć jak wygląda praca w szpitalu, bez karzącej ręki nauczyciela nad głową.
Pojechaliśmy do wybranej przez nas placówki i dowiedzieliśmy się, jakie papiery mamy załatwić i że będziemy jak najbardziej mile widziani.
I tu się zaczyna cała piekielność.
1. Podanie o wolontariat: Zawiezione, mają zadzwonić za 3 dni z działu kadr, po spotkaniu rady szpitala i jej zgodzie. Mija tydzień i nic, więc dzwonimy do działu kadr. Odpowiedź? Dział kadr nic nie wie na temat wolontariatu, ale obiecuje się doinformować. Zadzwonią za 3 dni.
Dzwonią po około tygodniu: Ok, jesteśmy przyjęci, mamy się zgłosić po resztę informacji.
2. Dodatkowe ubezpieczenie: Przekazano nam w dziale kadr tylko gdzie się ubezpieczyć. W ubezpieczalni, miła pani, aby nie robić nam niepotrzebnych kosztów, prosi aby szpital się określił od czego mamy się ubezpieczyć. Ponowna wędrówka do działu kadr: Nie mają pojęcia, dzwonią do prawnika, który nie wie ale ma się dowiedzieć, prosi o tydzień czasu. Póki co cisza z jego strony..
3. Równolegle do ubezpieczenia: INNE: Po rozmowie z naszą przyszłą(?) przełożoną, dowiadujemy się, że Pan Prezes musi podpisać jeszcze jeden papierek i wszystko załatwione. Problem w tym, że Pan Prezes jest na wczasach, wróci za 2 tygodnie...
ROZWIĄZANIE SPRAWY?:
Kolega z klasy, który załatwił sobie wolontariat w ciągu 2 tygodni w innej miejscowości (w dużo większym szpitalu), doradził nam, że mamy kupić sobie najtańsze ubezpieczenie dla ratownika medycznego. W poniedziałek jedziemy dowiedzieć się na czym stoimy i zanieść ubezpieczenie..
Zobaczymy co z tego wyniknie.
Razem z kolegą chodzimy do szkoły policealnej, na kierunek ratownictwo medyczne. Pewnego dnia wymyśliliśmy sobie, że dobrze będzie jeszcze przed wrześniowymi praktykami podpatrzeć jak wygląda praca w szpitalu, bez karzącej ręki nauczyciela nad głową.
Pojechaliśmy do wybranej przez nas placówki i dowiedzieliśmy się, jakie papiery mamy załatwić i że będziemy jak najbardziej mile widziani.
I tu się zaczyna cała piekielność.
1. Podanie o wolontariat: Zawiezione, mają zadzwonić za 3 dni z działu kadr, po spotkaniu rady szpitala i jej zgodzie. Mija tydzień i nic, więc dzwonimy do działu kadr. Odpowiedź? Dział kadr nic nie wie na temat wolontariatu, ale obiecuje się doinformować. Zadzwonią za 3 dni.
Dzwonią po około tygodniu: Ok, jesteśmy przyjęci, mamy się zgłosić po resztę informacji.
2. Dodatkowe ubezpieczenie: Przekazano nam w dziale kadr tylko gdzie się ubezpieczyć. W ubezpieczalni, miła pani, aby nie robić nam niepotrzebnych kosztów, prosi aby szpital się określił od czego mamy się ubezpieczyć. Ponowna wędrówka do działu kadr: Nie mają pojęcia, dzwonią do prawnika, który nie wie ale ma się dowiedzieć, prosi o tydzień czasu. Póki co cisza z jego strony..
3. Równolegle do ubezpieczenia: INNE: Po rozmowie z naszą przyszłą(?) przełożoną, dowiadujemy się, że Pan Prezes musi podpisać jeszcze jeden papierek i wszystko załatwione. Problem w tym, że Pan Prezes jest na wczasach, wróci za 2 tygodnie...
ROZWIĄZANIE SPRAWY?:
Kolega z klasy, który załatwił sobie wolontariat w ciągu 2 tygodni w innej miejscowości (w dużo większym szpitalu), doradził nam, że mamy kupić sobie najtańsze ubezpieczenie dla ratownika medycznego. W poniedziałek jedziemy dowiedzieć się na czym stoimy i zanieść ubezpieczenie..
Zobaczymy co z tego wyniknie.
Wolontariat vs Biurokracja
Ocena:
393
(499)
Komentarze