Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#52136

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj poznałam zupełnie nowy, oryginalny sposób bycia piekielnym dla samego siebie. Nie w moim wykonaniu, ale nowej koleżanki z pracy.

Zacznę może od tego, że pracuję w pewnej firmie informatyczno-projektowej, w której pełnię rolę stażysty od wszystkiego. Podejmuję się wielu prac, z których niektóre są ważniejsze, a niektóre mniej.
W ostatni wtorek trafiło mi się umawianie kandydatów na rozmowy kwalifikacyjne, a w piątek dowiedziałam się, że nasza firma przyjmuje nowego pracownika na stanowisku o stopień wyższym niż moje.

W poniedziałek (dzisiaj) przy sąsiednim biurku zasiadła moja nowa koleżanka z pracy.
Poczułam się dość dziwnie, bowiem koło mnie, czyli nieśmiałej nastolatki, zasiadła Patrycja - długonoga blondynka o twarzy lalki barbie i dekolcie do pępka. Wtedy przez myśl mi nie przeszło, że pracę mogła dostać ze względu na te dwa atuty, ale nie wzbudziła mojej sympatii.

No i moja intuicja mnie nie zmyliła - dziewczyna delikatnie nie była zbyt uprzejma (wywyższała się i była wulgarna) i ciężko było z nią spędzić te osiem godzin.
Jednak nic co zrobiła tego dnia nie jest w stanie przebić rozmowy pod koniec czasu pracy, kiedy w pokoju zostałyśmy same.

Pati dostała za zadanie przeczytać abstrakt (opis i informacje) projektu, w który zaczęli ją wdrażać, a ja siedziałam obok drukując papierki dla szefowej.
Kątem oka zauważyłam, że dziewczynie zajmuje prawie pół godziny rozczytanie pierwszej kartki abstraktu (w języku angielskim) więc z uprzejmością w głosie zwracam się do niej:

Ja: Hej, jeśli potrzebujesz pomocy z czymś to śmiało do mnie wal, jestem tutaj właśnie od tego.
Ona: Tak, a co robisz?
Ja: Tłumaczę dokumenty na angielski, ale też drukuje co potrzebne, umawiam na spotkania i inne.
(Złapałam jej zainteresowanie)
Ona: O... A ten angielski... Dobrze umiesz?
Ja: Mój chłopak jest Amerykaninem i łatwiej mówi mi się po angielsku niż po polsku, haha.
Ona: A....
(po chwili)
Ona: Bo WIESZ... Ja to nie umiem angielskiego za dobrze. WIESZ, napisałam w CV, że umiem, bo wymagają, ale i tak zawsze są, rozumiesz, co nie? To słuchaj.... No WIESZ... może będziesz mi tłumaczyła rzeczy, które mi będą dawać? Ja udam, że sama znam i będzie ok.

TAK, WIEM. Przytaknęłam i już się nie odezwałam. Nie wiedziałam co powiedzieć.
Dlaczego? Może dlatego, że na jej pięć obowiązkowych dni w firmie, ja pracuję tylko trzy. Może dlatego, że zawsze warto umieć angielski. MOŻE dlatego, że Pati czeka jeszcze miliard abstraktów do przeczytania, ale również wideokonferencje z zagranicznymi klientami, rozmowy na żywo oraz pisanie prac po angielsku samemu, praktycznie chodzenie tam, gdzie ja nie mam wstępu.
Co ciekawe... To ja umawiałam grupę rekrutującą z Pati i czytałam jej CV - "Znajomość języka angielskiego na poziomie zaawansowanym oraz włoskiego i niemieckiego w stopniu bardzo dobrym".

I po jakie licho tak kłamać?

Praca

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 580 (686)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…