Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#53508

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój narzeczony boi sie psów. Panicznie. Od kiedy jesteśmy razem, pracujemy nad tym i na szczęście, duży pies na smyczy nie jest już powodem do przechodzenia na drugą stronę ulicy.
W miasteczku z którego pochodzi i gdzie pracuje, o jego fobii wiedzą wszyscy. Raz że znają go od dziecka, a dwa, że jako aptekarz, wiecznie jest "na świeczniku".
W związku z powyższym, mimo włoskiego zwyczaju ładowania się z psami dosłownie wszędzie (hitem był jamnik obsikujący regał w Ikei), przychodząc do apteki, właściciele czworonogów zostawiają je na zewnątrz, ewentualnie biorą na ręce jak małe.
Kilka dni temu, trafiła się jednak baba piekielna. Arcy ważna, swieżo upieczona treserka psów, po jakimś kursie, chyba korespondencyjnym... Babsko przybyło do apteki z psem, sądząc po opisie, albo owczarkiem szetlandzkim albo niewyrośniętym border collie. Zwierzak bez smyczy i oczywiście, bez kagańca, wpadł do środka nie jak burza, a jak, co najmniej, huragan.
Obwąchał i obślinił inną klientkę, poprzewracał co się dało poprzewracać i wpakował się za kontuar. N, z duszą na ramieniu poprosił piekielną, żeby psa zabrała. W odpowiedzi, usłyszał, ze to jest "już prawie ułożony" pies i ma nie przesadzać. Cóż, najwyraźniej "ułożony" to pojęcie względne...
Kiedy zwierzak skończył obwąchiwać wszystkie szafki, wziął się za obwąchiwanie biednego N, który w tamtym momencie, miał już pewnie migotanie przedsionków i już bardziej stanowczo kazał babie psa zabrać i wynosić się z apteki. Wielce oburzona "profesjonalna treserka" zaczęła wreszcie psa nawoływać. Ten jednak był bardziej zainteresowany zawartością kieszeni mojego N, a piekielną miał w nosie albo w jakimś innym równie ciemnym miejscu. Wściekła baba zaczęła na psa wrzeszczeć, nie szczedząc przy tym przekleństw wszelakich. Kiedy wrzaski nie poskutkowały, wpakowała się za kontuar, złapała psa za obrożę że aż pisnął i wywlokła z apteki, krzycząc, że to wszystko wina N i jego strachu.
Nie wiem, co akurat w tej konkretnej sytuacji miał piernik do wiatraka. Nie wiem też, po cholerę, w takim razie się z psem do apteki ładowała.
Dokładny opis całego tego cyrku, za sprawą wyślinionej i oburzonej klientki, trafił bardzo szybko na miejscki rynek. A musicie wiedzieć, że we Włoszech, w takich dziurach, życie całego miasteczka toczy się własnie wokój Rynku... Wczoraj, pani treserka wpadła do apteki, tym razem, na szczęście, sama, grożąć N prokuratorem, carabinieri i papieżem za szarganie jej opinii zawodowej...
Na morał czy puentę całej historii, najzwyczajniej w świecie, brak mi słów.

treserka psów

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (244)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…