Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#59017

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z życia rejestratorki medycznej.

Historia zdarzyła się jakiś czas temu, ale przypomniała mi dzisiaj, po pojawieniu się w mojej miejscowości plakatów polityków, kandydujących do parlamentu czy czegoś podobnego.

Do przychodni pewnym krokiem wkracza (D)ziewczyna (około 20-letnia). Ładna, elegancko ubrana, umalowana, pachnąca. Przyszła na szczepienie. Biorę od niej dane i kieruję do lekarza, który ma ją do niego zakwalifikować (u nas w przychodni tak jest, że nawet dorosła osoba musi najpierw odwiedzić lekarza, żeby ten stwierdził czy nie ma przeciwwskazań). Po wizycie wraca na rejestrację z karteczką, że wszystko ok, można szczepić. Proszę ją wiec do zabiegowego, gdzie akt ten zostanie dokonany.

(P)ielęgniarka szczepiąca prosi D aby ściągnęła wierzchnie ubranie i usiadła na kozetce. Ja w tym czasie uzupełniałam papiery. Wywiązała się rozmowa:

D: Wie pani co, zdarza mi się zemdleć w czasie pobierania krwi i w ogóle jak widzę strzykawkę to mi słabo.
P: Rozumiem, w takim razie proszę się położyć na kozetce i odwrócić głowę w stronę ściany. Spokojnie, proszę się nie denerwować, to tylko chwila i poczuje pani jedynie uszczypnięcie. Niech się pani nie stresuje, poczekam aż będzie pani gotowa.

Tak też zrobiła. Została zaszczepiona, wszystko ok. Po szczepieniu poleżała jeszcze chwilę, po czym powoli wstała i wyszła z zabiegowego na korytarz. Zauważyłam, że trochę zbladła, więc zaproponowałam żeby usiadła. Usiadła.
I po chwili BUM! D leży na ziemi, oczy nieprzytomne, drgawki... no po prostu ataku padaczki dostała. No to ja szybko udzielam pomocy, P leci po lekarza. Po kilku minutach atak opanowany, lekarz zadecydował, że wzywamy karetkę. Oczywiście atak ten został udokumentowany i u nas w karcie i w szpitalu, do którego trafiła D.

No i jakby na tym się skończyło, to historii by nie było.
Kilka dni później do przychodni wpada M(atka) D.
Zarzuciła mi(!) (a potem lekarzowi), że robimy z jej córki inwalidę, że ona nie ma żadnej padaczki, że mamy to wymazać z jej karty itd. Lekarz wziął M do gabinetu. Długo rozmawiali. Bardzo długo. Wyszła z przychodni czerwono-zielona i bardzo obrażona.

Po zakończeniu pracy dowiedziałam się od lekarza, co się właściwie stało. Otóż: D od dziecka ma napady padaczkowe, ale to nie padaczka (słowa matki). M podaje jej leki doraźnie, jak D ma akurat atak (ale nie padaczki! - słowa matki). M nie będzie się narażać na wykluczenie społecznie, bo lekarz coś sobie wymyślił. Nikt nie będzie jej wmawiał, że jej dziecko jest chore. I kilka innych mądrości, łącznie z tym, że skarga na nas wszystkich już idzie.

Reasumując, dziewczyna choruje na padaczkę od dziecka. Gdyby była pod stałą opieką lekarską, żyłaby normalnie. A tak przy każdym stresie dostaje napadu, co nie jest obojętne dla jej zdrowia. Matka (i ona pewnie też) wypiera chorobę, bo wstydzi się opinii publicznej, znajomych. D Oczywiście nie poinformowała lekarza przed szczepieniem, że cierpi na jakąś przewlekłą chorobę.

Matka kandyduje do wyżej wspomnianego parlamentu czy czegoś tam ;)

słuzba_zdrowia

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 972 (1016)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…