Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#59050

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji planowanego zamążpójścia załatwiam wszelkie formalności, w tym kościelne. Jednym z obowiązkowych zadań do odhaczenia są wizyty w poradni naturalnego planowania rodziny, czyli - dla niewtajemniczonych - trzymiesięczne prowadzenie kalendarzyka płodności, mierzenie temperatury, sprawdzanie wyglądu śluzu... Co kto lubi, że tak powiem. W związku z moim marudzeniem, znajomy opowiedział mi na ten temat swoją i swojej żony historię.

Jego żona, powiedzmy Ania, jest wierzącą, praktykującą katoliczką. W związku z tym jedyną metodą antykoncepcji, którą stosowała, był kalendarzyk małżeński. Jej siostra jest przy tym taką "panią z poradni" - od lat uczy kobiety korzystać z tego cudownego i jedynie słusznego sposobu planowania rodziny, jest po kursach i innych cudach.

Po urodzeniu pierwszego syna Ania wróciła do kalendarzyka. Tu przytoczę rozmowę na GG ze znajomym:

"Moja małżonka, wedle prawideł i rad swojej siostry prowadziła obserwacje regularnie, codziennie, konsekwentnie.
Aż do października, kiedy to okazało się, że 6 miesięcy po porodzie jest w drugiej ciąży.

Ginekolog powiedział, że miała podrażnienie wewnątrz pochwy i to wpłynęło na obserwację śluzu. Więcej powiem. Moja małżonka regularnie wtedy karmiła piersią - co też jest metodą hamowania owulacji.

Wraz z obserwacjami temperatury, śluzu itd, byliśmy zszokowani że tak się wydarzyło. Takoż była zdziwiona siostra Ani. Dzwoni zatem do swojej mentorki w dziedzinie śluzów i owulacyj.

Mentorka mówi jej: że przypadek Ani nie może być brany pod uwagę, bo to by zaszkodziło renomie metody.

Na moje pytanie o tę sytuację, pani w poradni się obraziła. Całą wizytę się do mnie nie odzywała ;)

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 605 (771)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…