Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#60853

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pomyślałam, pomyślałam i przypomniałam sobie kilku klientów, przez których stwierdzam, że w jakimkolwiek handlu zwierzętami powinna zostać wprowadzona klauzula sumienia pozwalająca odmówić sprzedaży. W końcu, jeżeli "nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy" to w przypadku zwierząt... oceńcie sami:

1. Znawca.
On - Jak bede chciał kupić tego wenża to pani mi go wyjmnie?
Ja - Oczywiście.
On - I nie boi sie pani?
Ja - Nie.
On - To ja kupie bo jednego już mam.
Ja - A z ciekawości, jakiego pan ma?
On - No takiego jak tu jest w klatce(?) (może szczegółów się czepiam, ale już lampka zaświtała, że posiadacz gada nie pomyliłby terrarium z klatką)
Ja - No ale ja o gatunek pytam.
On - No taki jak ten co tu siedzi, ja hodować bende to musze drugiego mieć.
Ja - Ale skoro pan uważa, że takiego ma, to pytam o nazwę gatunku, a w przypadku planów co do hodowli, muszę zapytać o płeć posiadanego już zwierzaka.
On - Troche miejszy bendzie wienc pewnie to samniec jest a ja mam samice.
Ja - Gatunek?
On - Taki sam. To pani wyjmnie go bo kupie.
Ja - Obawiam się, że nie wyjmę.
On - Czemu? Ja kupie!
Ja - Nie sądzę, zwierzę to nie zabawka - pooglądać można sobie przez szybę albo na Animal Planet, a z pana wypowiedzi wnioskuję nie tylko, że pan nie ma w domu zwierząt, ale i nie ma o nich zielonego pojęcia.
On - Ja sie znam! Ja jestem hodowcą!
Ja - Jakoś wątpię, skoro nie zna pan nawet gatunku zwierzęcia.

2. Kochany tatuś.
Tata z 2 rozwrzeszczanych szkrabów, na oko nie starszych niż 3-4 lata, króliczek wybrany, oprzyrządowanie zapakowane, kwota do zapłaty w trakcie odliczania... nagle olśnienie tatusia!
KT - W razie co to rozumiem, że można oddać.
Ja - Ale zaraz zaraz, po pierwsze to co oznacza "w razie co", a po drugie to dlaczego oddać? Sprzęt nowy, nie uszkodzony, przecież oglądał pan przed chwilą.
KT - No ale królik...
Ja - Co królik? Młody, zdrowy, sam pan z dziećmi wybierał.
KT - No ale wie pani jak to jest (pokazuje na szkraby) bo dzieciaki, bo kaprys, a jak się znudzi to kto będzie sprzątał? (?!) (wyjmuję zwierzaka z pudełka i zaczynam rozpakowywać zakupy). Co pani robi?
Ja - Odkładam wszystko na miejsce.
KT - Ale z jakiej racji? Przecież kupuję.
Ja - Nie kupuje pan, a to nie jest wypożyczalnia.
KT - No wiem, przecież płacę.
Ja - Już pan nie musi i zwierzaka też nie mam prawa panu sprzedać, skoro pan tak stawia sprawę, powtarzam - to nie wypożyczalnia! To żywe zwierzę, a nie zabawka, którą po zabawie można rzucić w kąt. Potrzebuje opieki i uwagi i nie nadaje się dla ludzi nieodpowiedzialnych.
KT - Ja na panią doniosę do kierownika!
Ja - Proszę bardzo - kierownik, pomijając fakt, że w przypadku zwierząt i niektórych produktów nie obowiązują zwroty, jak dowie się o pana pomyśle, sam wyprosi pana ze sklepu. Odpowiedzialni ludzie przed przyjęciem do domu nowego "mieszkańca", starają się poznać chociaż podstawy dotyczące utrzymania zwierzęcia, a jestem pewna, że pan takowych nawet nie próbował poczynić, bo wiedziałby pan, że królik to dodatkowa odpowiedzialność na następne 8 lat (minimum) a nie na kilka dni, żeby dzieci się pobawiły i znudziły.

3. Akwarysta specjalista (tym razem trafiło na kolegę).
3.1.
AS - Panie, rybki do akwarium!
K - ... (standardowy wywiad - jakie akwarium, jaka obsada, jakie warunki - by polecić odpowiednie gatunki)
AS - No takie (pokazuje gestem rozmiary mniej więcej standardu ok. 60 litrów), ryby różne, takie normalne, spokojne (wymienia przykładowe nazwy, choć dziw, że można wymienić 10 gatunków ryb z czego żadnego poprawnie), ze 40 jest...
K - Ale tak po prawdzie to już trochę przeludnienie (przerybienie?), będzie im ciasno i mogą zacząć walczyć o terytorium.
AS - Ale chociaż parę wybiorę, żeby kolory urozmaicić.
K - Tłumaczę panu, że za ciasno będzie.
AS - Co mi pan wciska! Pan mnie obraża, ja jestem doświadczonym akwarystą i wiem ile mogę mieć ryb! Ja mam akwarium już rok! (tu już jako świadek miałam problem, by nie wybuchnąć śmiechem, ale znając kolegę poczekałam na odpowiedź).
K - Oczywiście, ma pan rację. Czymże jest moje 27 lat posiadania akwarium (dodam, że ma w domu ponad 700 litrów), nauki, powodzenia w rozmnażaniu najbardziej wymagających gatunków ryb i roślin. Czuję się niegodzien obsługiwać tak doświadczonych i obeznanych akwarystów, bo moja wiedza jest niczym, w porównaniu z pańską.

3.2.
- Rybki do kuli poproszę.
K - Bardzo proszę, jaka kula?
- No spora (składa ręce w wanienkę, jakby chciała nabrać wody - rozmiar powalający, pewnie kieliszki do wódki ma w domu większe)
K - Wie pani, właściwie, to na jedną rybkę będzie już ciasno. (ale klient nasz pan) Proszę, tu są bojowniki, można sobie wybrać.
- Ale ja już tam sobie wybrałam (i pokazuje na akwarium z delikatnymi i wymagającymi pielęgniczkami).

3.3.
- Rybkę poproszę, o tą! (tak! nie TĄ w sensie TĄ ODMIANĘ, lecz TĄ w sensie TĄ KONKRETNĄ!, czyli 300 neonków w akwarium, a pan szanowny raczy pokazać, którą sobie upatrzył, ponieważ jest o 0,01 mm większa).
- Ale wie pan, że to stadna rybka, powinno być ich więcej, ponieważ bez stada stresują się, chowają, a w ostateczności mogą nawet paść bez przyczyny? (może i rybka za 2,50 ale jednak żywa istota)
- (myśli - poznałam po dymie uchodzącym uszami) Stadne pani mówi? To 3 poproszę.

4. Starsza pani.
SP - Poproszę papużkę i klatkę - takie śliczne tu macie, a ja miałam kiedyś taką i ona tak po domku latała i przychodziła i śpiewała... (bywają dni, kiedy ma się ochotę nieuprzejmie odpowiedzieć, gdzie się ma fakt, że ktoś kiedyś miał papużkę, ale cierpliwie słucham wywodów starszej pani, zanim łaskawie przejdzie do rzeczy i pokaże, co wybrała, zamiast blokować kolejkę, z której dochodzi już marudzenie, ileż to ludzie w kolejce muszą czekać)
Ja - Dobrze, proszę pani, którą papużkę złapać?
SP - Tą (nimfa - dorodny i pięknie ubarwiony samczyk)
Ja - A klateczka? (staram się unikać zdrobnień, ale jakoś jak się stoi za ladą to samo nieświadomie przychodzi, nawet koledze 2x większemu i szerszemu ode mnie).
SP - Ta jest piękna, kiedyś miałam podobną i taka papużka w niej mieszkała...
Ja - Ale (teraz jej przerwałam) zdaje pani sobie sprawę, że to klatka dla kanarka?
SP - No to co? piękna jest i do papużki też pasuje...
Ja - No właśnie nie pasuje. Kanarek to maleńki ptaszek, a te nimfy, choć już 3x większe, to jeszcze młode i urosną, zwłaszcza samce.
SP - No przecież dość duża, zmieści się w niej...
Ja - ... żeby siedzieć i nie móc się ruszyć, a ta nie jest egzystencja jaką lubią papugi. Ona musi mieć klatkę na tyle dużą, by móc rozłożyć skrzydła, nie mówiąc już o możliwości przefrunięcia się choć trochę. (pokazuję klatkę, która by się nadała, a tylko 10 zł różnicy, bo ta mała ze względu na kształt i materiał też nie była tania)
SP - No to będzie wychodzić na pokój i latać ja ta co miałam i co przychodziła i jadła z ręki...
Ja - Ile czasu ją pani oswajała, by mogła bez strachu latać i przychodzić i jeść z ręki?
SP - No kilka miesięcy.
Ja - I przez te kilka miesięcy papuga ma wegetować w za małej klatce bez możliwości ruchu, zanim oswoi się na tyle, by można było ją wypuszczać z klatki?
SP - Ona się szybko oswoi. Proszę zapakować.
Ja - Proszę bardzo.

Dla wyjaśnienia - zdzieranie gardła nie kosztuje, a im więcej się produkuję dla samego spokoju sumienia, tym większa szansa, że czasem coś dotrze do zakutego gara i w 1 na 10 przypadków jest szansa, że człowiek się ogarnie i zwierzak nie ucierpi. Dlatego zaproponowałam jeszcze na odchodne, że jakby jednak się zdecydowała, to zapraszam - wymienię klatkę na większą. I JEST! NA NASTĘPNY DZIEŃ POJAWIA SIĘ ŚWIATEŁKO W TUNELU!

SP - Nie stoi w kolejce, a informuje, że poczeka aż JA będę wolna (czyżby coś?) Dzień dobry, ja w sprawie tego, co pani mi wczoraj mówiła... (trochę zawstydzona, mówiąc do mnie liczy kafelki na podłodze, znaczy można się spodziewać sukcesu wychowawczego).
Ja - Słucham. Jak papużka się czuje?
SP - No bo wie pani, bo ja tą klatkę kupiłam, bo ona mi się tak podobała, taka ładna (...) ale ona tak siedzi na dole i się nie rusza i taka smutna i jeść nie chce, a pani tak tłumaczyła, że to za mała i mi się wydaje, że to o to chodzi i że myślę, że pani rację miała i ja nie wiem co teraz zrobić...
Ja - W sensie, że wymieniamy klatkę na tą większą?
SP - Bo jak się przyjrzę, to ta też nie jest wcale brzydka, a mój papużek by się lepiej poczuł... Tylko ja nie wiem, bo on już siedział w tamtej klatce i nie wiem co zrobić.
Ja - Wie pani, możemy się umówić, że zostawi pani pieniądze za klatkę jako zastaw, przełoży do niej papugę, a tamtą pani umyje i przyniesie a wtedy oddam pieniądze i wezmę tylko te 10 zł różnicy w cenie.
SP - Byłaby pani taka kochana? Jest pani wspaniała! (no cóż, bywam wredna, ale jednak jeśli chodzi o dobro zwierzaka, to budzi się we mnie siostra miłosierdzia).

Epilog bez happy endu: Z relacji kolegi dowiedziałam się, że pani, a jakże, małą klatkę przyniosła wypucowaną, wymieniła, odzyskała resztę pieniędzy, które jednak zaraz przeznaczyła na kupno papużki. Towarzystwo dla pierwszej zapytacie? Nie - nowa! No bo kto to słyszał zamykać okno przy próbie przełożenia nieoswojonego ptaka z jednej klatki do drugiej?

sklep zoologiczny

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 560 (714)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…