Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61142

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Żeby nie było, że tylko w sieciowych zoologicznych dzieje się zło.

Dla wyjaśnienia - lubię odwiedzać inne sklepy ze zwierzakami. Nie dlatego, by ogarnąć konkurencje pod kątem towarów czy usług, nie robię wywiadów - po prostu lubię zwierzaki i lubię je oglądać (zostało mi jeszcze z dzieciństwa, że muszę zajrzeć do każdego sklepu jaki mijam). A nuż inni mają zwierzaka, jakiego nie sprowadzamy albo takiego, jakiego w ogóle jeszcze nie widziałam na żywo.

Do rzeczy...

Szefostwo otworzyło kiedyś drugą filię naszego sklepu w markecie o realnej nazwie - niewielki jednoosobowy boks na uboczu galerii. Jakiś czas później na drugim końcu galerii jakiś inny prywaciarz otworzył podobny sklepik, może o trochę większej powierzchni - odwiedziłam go raz, ale po tym co zobaczyłam, nigdy więcej tam nie wróciłam:

- żółw stepowy o średnicy ok. 20 cm (pominę rozwarstwiającą się skorupę) siedział na trocinach w akwarium o boku ok. 25/40 cm (nie miałam miarki, więc podane wartości mogły odbiegać od rzeczywistości, ale proporcje się zgadzają - ogólnie zwierzak mógł tylko stać w miejscu bez możliwości odwrócenia się),
- króliki i świnki morskie miały tak przerośnięte pazurki, że można by było z nich zaplatać warkocze,
- do rażącego przeludnienia (przerybienia?) w akwariach, dochodzi krzywica u połowy ryb, braki w łuskach, zwłoki w każdym zbiorniku,
- po co sprzątać martwe zwierzaki? niech myszki pobawią się swoim martwym kolegą,
- na 5 koszatniczek 4 nie miały ogonów (odpadają im, kiedy się je ciągnie lub podnosi za ogon),
- większość gryzoni miała rany od walki ze sobą,
- ogólnie zwierząt było ok 3x więcej niż pozwalały na to warunki i wielkość klatek.

Nasz sklep zyskał na tyle popularność, że przy pierwszej okazji przenieśliśmy się do większego boksu na środku galerii - po krótkim czasie konkurencje nie wytrzymała takiego ciosu i postanowili zamknąć biznes. A może to nie przez nas tracili klientów tylko przez niekompetencję i nieuprzejmość, na którą skarżyli nam się klienci?

Przychodzi do nas właściciel z zapytaniem, czy nie przygarniemy kilku zwierzaków, bo on zamyka interes i nie ma co z nimi zrobić. Ok, jak za darmo daje, to nawet tak zapuszczone biedactwa możemy przyjąć. Przyniósł nam w kartonie wyrośniętego króliczka z pazurami niemal dookoła łapek i podstarzałą koszatkę (oczywiście bez połowy ogonka), ale nic - po doprowadzeniu do porządku nawet gratis do klatki można wydać, byle tylko miały lepiej (w takich przypadkach informujemy klienta, że możemy sprzedać zwierzaka albo gratis dać takiego po przejściach).

Mało piekielne?

No to wisienka na torcie:

Zamknęli sklep. Boks pusty kilka miesięcy, dopóki mały wędkarski sklepik nie postanowił powiększyć metrażu. Czego dowiedzieliśmy się, kiedy wędkarski się przenosił? Otóż, tego, że nie wszystkie zwierzaki gość oddał do nas - po ponownym otwarciu boksu cały market uderzył smród z akwariów i klatek. Tak - panu szanownemu nie chciało się nie tylko przynieść do nas wszystkich zwierzaków, ale i w ogóle wydać ich gdziekolwiek, posprzątać, zlać wodę z akwarium. Po prostu wysprzedał ile się dało do dnia zamknięcia, zabrał kilka wartościowszych rzeczy, a resztę zostawił jak stało - w tym również pełne akwaria z rybami i klatki z gryzoniami, które z braku pokarmu zaczęły zjadać się nawzajem.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 918 (966)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…