Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61227

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia ze szpitalnej działeczki...

Jestem pielęgniarką, pracuje w angielskim odpowiedniku SORu/ Chirurgicznej Izby Przyjęć.

Przywieziono mi zeszłej nocy pacjenta, mocno poturbowanego. Spadł z rusztowania, z ok. 12 metrów. Pełna lista obrażeń ogromna, m.in. połamana miednica, wielokrotne złamania obu kończyn górnych i dolnych(z przemieszczeniem, w tym otwarte),połamane żebra, pęknięta śledziona (st.II dla dociekliwych), wstrząśnienie mózgu, podejrzenie pęknięcia podstawy czaszki... No masakra, facet oklejony gipsami prawie wszędzie, ciągła obserwacja, stan zagrożenia życia, monitory i opieka praktycznie 1:1.
Piekielności...

1. Zasrany konował, bo lekarzem go nie nazwę. Na takie obrażenia przepisał Paracetamol i Ibuprom. I tyle. Szlag mnie trafił, bo mimo wyraźnych próśb nie kwapił się zejść z dyżurki na oddział, żeby przepisać coś mocniejszego. Nie warto mnie tak wkurzać, bo z miejsca zadzwoniłam (połączyłam się przez centralkę, żeby nie było że prywatne numery do lekarzy mam) na komórkę do Konsultanta (najwyższy stopień lekarza w angielskim szpitalu, rodzaj ordynatora tak jakby). Po 5 minutach leniwy patafian, wku**iony na maxa, zszedł łaskawie na dół, ale zamiast zająć się tym co trzeba, czyli wypisywaniem leków, zaczął mordę drzeć że go w kłopoty pakuję. O tym, że się na mnie bezkarnie drzeć nie da też się przekonał, jak znowu się połączyłam z konsultantem prosząc o interwencję. Konsultant, jeden z lepszych w szpitalu, przyjechał i osobiście wypisał odpowiednie leki w odpowiednich dawkach. A lekarza wziął na bok na rozmowę, i szczęśliwy palant nie był, o nie...

2. Piekielna rodzina. Przyjechali zobaczyć męża i ojca (żona i chłopaki w wieku mniej-więcej 16-18 lat, sztuk 2). Pierwsze pytanie...Nie o to czy przeżyje, nie o to jak długo leczenie, czy coś trzeba...nie... Czy odszkodowanie duże dostanie za ten wypadek. I żeby załatwić jakąś opiekę albo pomoc, bo Ona - żona, dupy mu podcierać nie będzie, ani go karmić, ani nic, bo nie. Zawód - gospodyni domowa, oczywiście na zasiłkach. Ciężko mi przytoczyć w tym momencie dosłowną rozmowę, ale cały czas odbywała się czy pacjencie, który pod koniec płakał - wydźwięk rozmowy albowiem taki, ze oni kaleki i darmozjada w domu nie chcą i trzymać nie będą...

3. Współpacjenci. Z uwagi na ciężki stan chorego miał zaświeconą małą lampkę całą noc, bo mierzyliśmy mu co pół godziny ciśnienie, badaliśmy reakcje źrenic itp, było dość głośno bo aparatura hałasowała, maszyny pipczały, rozmawiałam z rodziną, lekarzami... Marudzenie bo głośno, bo światło, bo spać nie mogą... No sorka, ale to do cholery szpital a nie hotel, i stan pacjenta tego wymaga. Co ciekawe, najgłośniej pyskował menelik, co go policja przywiozła, bo po pijaku rękę złamał. No tak, hałas taki ze się kaca odespać nie da, a ze facet obok może się do św. Piotra przenieść, to pikuś. Cholera mnie brała, bo pacjent (ten poszkodowany) brał wszystko do siebie i tylko przepraszał za kłopot na prawo i lewo... Przez łzy, zęby zaciskał z bólu (z raczej próbował, bo żuchwa tez pęknięta...)

I sama nie wiem, co w tym wszystkim najgorsze. Z mojej strony - bezsilność na głupotę i małostkowość ludzką...

zagranica

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 849 (891)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…