Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61371

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dorabiałem swego czasu w sklepie z winami, ale takimi wiecie, z wyższej półki. Klienci też ludzie wyższych sfer, bardzo rzadko jacyś piekielni. Zapamiętałem jednego.

Wpada do sklepu młody facet, dobrze ubrany, z drogim neseserem, zegarkiem wartości dziesięciu moich wypłat. Bez dzień dobry, bez niczego tylko od razu: "reklamację bym chciał". Pytam o powód i facet stawia przede mną cieknącą butelkę wina i mówi, że korek się ukruszył. Biorę, patrzę, akcyza nieruszona, cieknie, no jak nic ukruszony. Polityka tego sklepu była taka, że mnie w przypadku reklamacji wolno było jedynie spisać papier, wziąć podpis klienta, odesłać towar z dokumentami do siedziby i oni wydawali decyzję końcową. Więc wydrukowałem dokumenty, wypełniłem, klient paragon miał, wszystko przebiega bez problemu. W czasie gdy ja wypisywałem dokumenty on przechadzał się po sklepie. Gdy poprosiłem go o złożenie podpisu on wziął jedną z butelek i podszedł do lady. Podpisał wszystko, jeszcze informacje końcowe, i tu się zaczęło:
(j)a, (K)lient:

J: Dobrze, wszystko gotowe, oto dowód złożenia reklamacji dla pana, decyzja zapadnie w ciągu następnego tygodnia, za tydzień spokojnie może pan przyjść z tym druczkiem jako dowodem. Czy jeszcze w czymś pomóc?
K: dobrze, dobrze, tak, biorę to wino. Tamto kosztowało 79 złotych, to kosztuje 85, tu dopłacam sześć złotych, wszystko się zgadza, prawda?
J: Przykro mi, decyzja o tym czy zwrócimy panu kwotę, czy wymienimy towar zapadnie w ciągu tygodnia, dziś musi pan za nowe wino zapłacić.
K: Jak to zapłacić, mówiłeś (dop: "Pan" już się skończyło), że przyjmujesz reklamację więc sprzedaj mi to wino, tu jest sześć złotych.
J: Przykro mi, procedury mi zabrania...
K: Ty wiesz kim ja jestem? Ja jestem RADCĄ PRAWNYM, ja mogę POZWAĆ ten sklep!
J: Doskonale pana rozumiem, jednakże mamy wewnętrzne przepisy dotyczące reklamacji...
K: Łącz mnie z kierownikiem.

Okej, wybrałem numer do managera sklepu, wyjaśniam sytuację, oddaję telefon wielkiemu radcy:

K: Proszę pana, pański pracownik pomimo przyjęcia reklamacji nie chce mi sprzedać kolejnego wina z dopłatą do ceny reklamowanego... jakie procedury? ... Proszę pana, ja jestem RADCĄ PRAWNYM ja... w takim razie do widzenia.

K(do mnie): Dobra, sprzedaj mi to nowe wino normalnie, ale na to zareklamowane chcę mieć paragon żeby mieć na was jakiś dowód.
J: Niestety paragon został dołączony do reklamacji (nie, ksera nie mieliśmy na sklepie), otrzymał pan już dowód z potwierdzeniem przyjęcia reklamacji.
K: Świetnie. Ładny bajzel tu macie. Przyjeżdżam za tydzień i moja reklamacja ma być załatwiona, jeśli nie to was POZWĘ i MARNIE SKOŃCZYCIE!

I trzasnął mi drzwiami. Reklamację oczywiście uznano, klient dostał zwrot pieniędzy. Tylko po co było pokazywać swoją wyższość, jako rzekomy radca prawny powinien rozumieć że przepisów nie przeskoczę.

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 527 (605)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…