Moda na jabłka swoją droga ale to już przesada...
Wraz z rodziną przy domu posiadamy sad, o ile się nie mylę jest tam 12 jabłoni różnych odmian. Jak każdy wie, nie wszystkie odmiany nadają się na sprzedaż ale jak najbardziej na konfitury. Mamy 4 drzewa takowej odmiany, czyli papierówek, rosną one bliżej środka ale spokojnie można je dostrzec z drogi.
Jak co lata taka ilość jabłek jest za duża na naszą skromną rodzinę, więc częstujemy i zapraszamy na nie znajomych i sąsiadów za zwykłe dziękuje. Każdy miejscowy wie, że nie mamy nic przeciwko więc w sumie przychodzą wszyscy. Zazwyczaj polega to na tym, że osoba, która pragnie nazbierać sobie owoców przychodzi do nas z zapytaniem o pozwolenie. Nie wychodzi to tylko z powodu kultury osobistej ale też takiej, że sad jest ogrodzony i chociaż posiada dwie bramy na końcu i na początku to często w sadzie przesiaduje nasz nie mały pies (dużo cienia i dużo przestrzeni).
Dziś około południa słyszę szczekanie mojej suni. Idę sprawdzić bo wiem, że szczeka tylko i wyłącznie z powodu intruzów. Na miejscu widzę przerażonego pana z reklamówką w ręku już na mojej posesji spoglądającego na psa i próbującego się wycofać, jednak suczka nie daje takiej możliwości. Za nim i za bramą stoi jego partnerka. I oto wywodzi się następujący dialog:
[Ja]: Przepraszam co się tu dzieje?
[Ona]: Jak to co?! Niech Pani weźmie tego psa bo zaraz go zagryzie.
[Ja]: Pies jest na swoim terenie. Mnie dziwi co Państwo tu robią.
[On]: Chcieliśmy trochę jabłek, proszę niech Pani go zabierze.
[Ja]: No jeśli nie opuści Pan terenu to ja jej nie będę powstrzymywać. (Nie to że coś, suka tylko warczy i szczeka aż ktoś przyjdzie bez komendy się nie ruszy).
[Ona]: Nie widzisz on się boi tego psa! Marek wyjdź! A ty daj nam trochę jabłek, macie ich tyle. (Aha, zostałam służącą, no fajnie).
[Ja]: Nie no chyba otworzę tą bramę. Misia (moja sunia) masz ochotę pobiegać?
Jeszcze nie widziałam żeby tak ktoś szybko uciekał, oczywiście nie obyło się bez komentarzy.
Wraz z rodziną przy domu posiadamy sad, o ile się nie mylę jest tam 12 jabłoni różnych odmian. Jak każdy wie, nie wszystkie odmiany nadają się na sprzedaż ale jak najbardziej na konfitury. Mamy 4 drzewa takowej odmiany, czyli papierówek, rosną one bliżej środka ale spokojnie można je dostrzec z drogi.
Jak co lata taka ilość jabłek jest za duża na naszą skromną rodzinę, więc częstujemy i zapraszamy na nie znajomych i sąsiadów za zwykłe dziękuje. Każdy miejscowy wie, że nie mamy nic przeciwko więc w sumie przychodzą wszyscy. Zazwyczaj polega to na tym, że osoba, która pragnie nazbierać sobie owoców przychodzi do nas z zapytaniem o pozwolenie. Nie wychodzi to tylko z powodu kultury osobistej ale też takiej, że sad jest ogrodzony i chociaż posiada dwie bramy na końcu i na początku to często w sadzie przesiaduje nasz nie mały pies (dużo cienia i dużo przestrzeni).
Dziś około południa słyszę szczekanie mojej suni. Idę sprawdzić bo wiem, że szczeka tylko i wyłącznie z powodu intruzów. Na miejscu widzę przerażonego pana z reklamówką w ręku już na mojej posesji spoglądającego na psa i próbującego się wycofać, jednak suczka nie daje takiej możliwości. Za nim i za bramą stoi jego partnerka. I oto wywodzi się następujący dialog:
[Ja]: Przepraszam co się tu dzieje?
[Ona]: Jak to co?! Niech Pani weźmie tego psa bo zaraz go zagryzie.
[Ja]: Pies jest na swoim terenie. Mnie dziwi co Państwo tu robią.
[On]: Chcieliśmy trochę jabłek, proszę niech Pani go zabierze.
[Ja]: No jeśli nie opuści Pan terenu to ja jej nie będę powstrzymywać. (Nie to że coś, suka tylko warczy i szczeka aż ktoś przyjdzie bez komendy się nie ruszy).
[Ona]: Nie widzisz on się boi tego psa! Marek wyjdź! A ty daj nam trochę jabłek, macie ich tyle. (Aha, zostałam służącą, no fajnie).
[Ja]: Nie no chyba otworzę tą bramę. Misia (moja sunia) masz ochotę pobiegać?
Jeszcze nie widziałam żeby tak ktoś szybko uciekał, oczywiście nie obyło się bez komentarzy.
sad
Ocena:
816
(858)
Komentarze