Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61587

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Coś o dawaniu rąk i łokci.
Mieliśmy, ta znaczy ja i mój mąż, samochód. Nie był nowy. Do pełnoletności trochę mu brakowało, ale w wieku gimnazjalnym już był. Czasem coś się w nim psuło, trafiał na warsztat, palił sporo (bo to spory samochód był), ale jeździł.

Jakiś czas wcześniej moi teściowie w dosyć burzliwych okolicznościach stracili swój - jeszcze starszy - samochód, a wiadomo, że to rzecz bardzo wygodna i kto miał i się przyzwyczaił, to łatwo się nie odzwyczai. Zaczęli myśleć o nowym. No nie fabrycznie nowym, bo emerytów nie bardzo na to stać.

Nam trafiła się okazja zakupu nieco krócej używanego samochodu, więc staruszka mieliśmy "na zbyciu". Mało tego, postanowiliśmy teściom go sprezentować.
Mówiłam mężowi, żeby dał go tak jak stoi, ojciec oddałby do wybranego przez siebie warsztatu. Ojciec przekonał męża, że on nie zna żadnego warsztatu, zapłaci za naprawę, samochód chce sprawny.

Oddaliśmy pojazd tam, gdzie dotąd był zawsze robiony, pan przyłożył się, przygotował samochód na badanie techniczne, bo akurat był termin, więc wszystkie rzeczy odpowiedzialne za bezpieczeństwo jazdy, do tego jeszcze przeżarta rdzą blacharka, wszystko odstawione elegancko, przegląd przebiegł bez zarzutu. Jedno "ale" - to jest stary samochód, zrobienie WSZYSTKIEGO przekroczyłoby wartość samochodu, więc za jakiś czas muszą wyjść inne usterki. Teść zapłacił, samochód mu zawieźliśmy, jeździł jak trzeba, przekazaliśmy umowę darowizny i wszystkie dokumenty, mój mąż opowiedział o wszystkich usterkach i możliwościach. Wszyscy wyglądali na zadowolonych.

Minęło kilka miesięcy. I się zaczęło.

Okazało się, że samochodem teść nie jeździ, bo się boi, na jakimś warsztacie (jednak warsztat się znalazł) wykazano mu 15 usterek (nie wiem jakich i jak istotnych), tamten fachowiec wziął pieniądze za nic, i w ogóle to on najchętniej by nam ten samochód oddał. Od oszustów wyzwał nas, jak okazało się, że ubezpieczyciel upomniał się o pieniądze, a przecież samochód ubezpieczony był do października. Jak mogliśmy za ubezpieczenie płacić w ratach, bo on teraz musi dopłacić. No cóż, nie wiedział, że i tak musiałby zapłacić, jako nowy właściciel? Ja umowę z ubezpieczycielem rozwiązałam.

Każda rozmowa z teściami (bo teściowa też ma swoje do powiedzenia) dotyczy głównie strasznego przekrętu, jaki zrobiliśmy dając im samochód, każąc płacić za naprawę i ubezpieczenie.
Wiem jak to załatwić - więcej nic nie dostaną.

rodzina

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 731 (801)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…