Czytając różne historie o sprzedawcach i klientach przypomniała mi się historia, gdy jeszcze jako młody chłopaczyna próbowałem zahaczyć się o jakąkolwiek pracę.
Zdaję sobie sprawę, że dziś panują takie nazwijmy to "STANDARDY", że klient może sprzedawcę opluć, zbluzgać, obrazić rodzinę do 5-tego pokolenia wstecz, a sprzedawca ma mu nadal bez wazeliny wpełzać tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Kiedyś też było tak, że klient nasz Pan ale jednak cierpliwość ma się jedną...
Pracę znalazłem w sklepie RTV i tak sobie pracowałem, szło mi chyba dobrze bo szefostwo zawsze zadowolone.
Żółć mnie nigdy nie zalewała i szef niejednokrotnie się pytał, jak ja to robię, że nie wybucham gdy trafia się klient, któremu ewidentnie wymieszało się DNA chama z idiotą.
W końcu jednak nadszedł ten dzień...
Przyszedł [K]klient którego sama postawa sugerowała, że będą kłopoty.
Rzucił mi na ladę joystick i tak oto do mnie rzecze:
K: Wymieniaj kur%* to je%#ne chu*stwo bo się kur%* zje%#ło.
Ja: Słucham?
K: No wymieniaj kur%*.
Ciśnienie mi podskoczyło ale nie daję po sobie poznać, a dodam że joystick z którym facet przyszedł, nie był u nas sprzedawany już od ponad roku.
J: Kiedy Pan nabył ten joystick?
K: Tydzień temu. Szajs kur%* sprzedajecie, gówno totalne. Wymieniaj!
J: Przepraszam ale zapewne kupił Pan ten sprzęt gdzie indziej, bo my od ponad roku sprzedajemy joysticki innego producenta.
K: Wymieniaj kur%*!!
J: To poproszę paragon.
K: Nie mam bo wyje%$łem. Dawaj nowy joystick!
J: Nie ma paragonu nie ma wymiany. A paragonu nie ma, bo albo kupił Pan to gdzie indziej albo przynosi Pan roczny zepsuty joystick co sugeruje jego wygląd i próbuje w chamski sposób uzyskać nowy.
K: Dawaj nowy bo Ci kur%* ten sklep rozj#$%^ Ty ch$%^ pier$%$$ny!!
I wtedy właśnie pierwszy raz w życiu nie wyrobiłem i wyszło to mniej więcej tak:
J: A spie$^#laj mi z tego sklepu chamie jeden, bo jak przejdę zza lady to Cię za kudły wywlokę z tego sklepu.
I zrobiłem taki ruch jakbym chciał przeskoczyć ladę.
Szybkość gościa mnie wtedy zadziwiła.
Złapał joystick i wio ze sklepu.
Po wszystkim jak szef doszedł do siebie (wcześniej nie reagował) podszedł i mówi:
- Sam bym nie wytrzymał i sumie nie mam pretensji. Poza tym udowodniło mi to, że potrafi Pan tupnąć nóżką, ale następnym razem prosiłbym tak nieco ciszej, bo wie Pan... są inni klienci w sklepie.
Obiecałem że "następnym razem" będę to załatwiał ciszej.
Może nie powinienem reagować aż tak ostro, ale w końcu ile można znosić... Nikt nie jest wielbłądem w karawanie.
Zdaję sobie sprawę, że dziś panują takie nazwijmy to "STANDARDY", że klient może sprzedawcę opluć, zbluzgać, obrazić rodzinę do 5-tego pokolenia wstecz, a sprzedawca ma mu nadal bez wazeliny wpełzać tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Kiedyś też było tak, że klient nasz Pan ale jednak cierpliwość ma się jedną...
Pracę znalazłem w sklepie RTV i tak sobie pracowałem, szło mi chyba dobrze bo szefostwo zawsze zadowolone.
Żółć mnie nigdy nie zalewała i szef niejednokrotnie się pytał, jak ja to robię, że nie wybucham gdy trafia się klient, któremu ewidentnie wymieszało się DNA chama z idiotą.
W końcu jednak nadszedł ten dzień...
Przyszedł [K]klient którego sama postawa sugerowała, że będą kłopoty.
Rzucił mi na ladę joystick i tak oto do mnie rzecze:
K: Wymieniaj kur%* to je%#ne chu*stwo bo się kur%* zje%#ło.
Ja: Słucham?
K: No wymieniaj kur%*.
Ciśnienie mi podskoczyło ale nie daję po sobie poznać, a dodam że joystick z którym facet przyszedł, nie był u nas sprzedawany już od ponad roku.
J: Kiedy Pan nabył ten joystick?
K: Tydzień temu. Szajs kur%* sprzedajecie, gówno totalne. Wymieniaj!
J: Przepraszam ale zapewne kupił Pan ten sprzęt gdzie indziej, bo my od ponad roku sprzedajemy joysticki innego producenta.
K: Wymieniaj kur%*!!
J: To poproszę paragon.
K: Nie mam bo wyje%$łem. Dawaj nowy joystick!
J: Nie ma paragonu nie ma wymiany. A paragonu nie ma, bo albo kupił Pan to gdzie indziej albo przynosi Pan roczny zepsuty joystick co sugeruje jego wygląd i próbuje w chamski sposób uzyskać nowy.
K: Dawaj nowy bo Ci kur%* ten sklep rozj#$%^ Ty ch$%^ pier$%$$ny!!
I wtedy właśnie pierwszy raz w życiu nie wyrobiłem i wyszło to mniej więcej tak:
J: A spie$^#laj mi z tego sklepu chamie jeden, bo jak przejdę zza lady to Cię za kudły wywlokę z tego sklepu.
I zrobiłem taki ruch jakbym chciał przeskoczyć ladę.
Szybkość gościa mnie wtedy zadziwiła.
Złapał joystick i wio ze sklepu.
Po wszystkim jak szef doszedł do siebie (wcześniej nie reagował) podszedł i mówi:
- Sam bym nie wytrzymał i sumie nie mam pretensji. Poza tym udowodniło mi to, że potrafi Pan tupnąć nóżką, ale następnym razem prosiłbym tak nieco ciszej, bo wie Pan... są inni klienci w sklepie.
Obiecałem że "następnym razem" będę to załatwiał ciszej.
Może nie powinienem reagować aż tak ostro, ale w końcu ile można znosić... Nikt nie jest wielbłądem w karawanie.
sklepy
Ocena:
888
(1014)
Komentarze