Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61958

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja babcia jest w wieku – jak to z babciami zwykle bywa – słusznym. Ma też (a raczej do niedawna miała, ale o tym za chwilę) dwie siostry. Panie mogą pochwalić się podobnym przebiegiem. Ot, godne podziwu 80+ na liczniku.

Kobitki nigdy nie chorowały w, nazwijmy to, spektakularny sposób. Jakieś strzyknięciu tu i ówdzie, kolano zaboli zwiastując zmianę pogody, kręgosłup zarwie podczas wykonywania prozaicznej czynności – takiej, jak choćby dźwiganie zakupów od których ciężaru niejednemu nastolatkowi na samą myśl wypadłby dysk. Siakieś takie genetyczne uwarunkowanie – wysoka odporność, hardość zaawansowana czy inne „nicminiejsetodwalsię”.

W związku z tym, że dziewczyny na stan zdrowia specjalnie nie narzekały i że do lekarzy lekko uprzedzone były – wiecie, bo koleżanka naopowiada, jak to „dohtur zabił jej męża i że te szpitalne to konowały wredne” – rzadko przychodnie odwiedzały.
Niestety, najstarszą siostrę zaczął kilkanaście dni temu bardzo boleć brzuch. Rodzina zareagowała szybko, zawiozła starowinkę do szpitala. Wykonano badania, które sprawy przypadłości nie rozstrzygnęły. W związku z brakiem diagnozy – trafiła na obserwację.

Krótko po przyjęciu na oddział dolegliwości się nasiliły. Ponowiono badania i znaleziono winowajcę – rozlany już wyrostek robaczkowy. Operacja, komplikacje, stan ciężki, źle rokujący i lekarz, który z braku laku stwierdził tylko: „módlcie się, może jakoś będzie”.

Wszyscy mieli złe przeczucia. I słusznie. Ciocia kilka dni temu zmarła. Zanim to nastąpiło, leżała pod tryliardem rurek, wycieńczona. Paskudny widok.

Babcia – z jednej strony – chciała ją odwiedzić, były bardzo bliskimi kumpelkami. Z drugiej natomiast – bała się, że na miejscu się rozklei, a to chorej nie pomoże. Zebrała się jednak w sobie, poszła do szpitala, zagaiła napotkaną pielęgniarkę o właściwy azymut i – że jest mocno gadatliwa – napomknęła coś o siostrze, że wyrostek, że pęknięty, że rurki i że lekarze mówią, coby się modlić. A piguła, bardzo życzliwa ponoć, na to wszystko:
- „Pani się już nie modli! Mówię Pani, z tym wyrostkiem to jest tak, że jeden na stu przeżywa! Lekarze partolą takie operacje celowo, bo łapówek chcą!”.

Babcia się zawinęła załamana, z siostrą się nie pożegnała, a jej niechęć do „dohturów” wzrosła o milion procent. I, odpukać, gdyby coś jej się stało, gdyby zachorowała – nie przetłumaczę, że musi iść do lekarza. Bo przecież ledwo „jeden na stu” przeżywa, a ona nigdy nie miała szczęścia do loterii fantowych.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 453 (547)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…