Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61963

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o znikających sprzętach (http://piekielni.pl/61957)przypomniała mi moje własne perypetie.

Mieszkałam swego czasu na stancji. Wynajmowałam jeden pokój w dość sporym mieszkaniu w kamienicy. Większość mojej kariery tam miałam świetnych współlokatorów. Ale jedna rodzinka zapadła mi w pamięć.

Wyprowadziła się znajoma, studia nie poszły jak chciała, więc wróciła w rodzinne strony. Na jej miejsce właścicielka przyjęła Piekielną z córką. A przynajmniej takie było założenie. Dość szybko okazało się, że zamiast osób dwóch, było osób pięć. Piekielna wzięła mnie i właścicielkę na litość, że ją wyrzucili z innego mieszkania, że zima, że ona coś innego znajdzie ale potrzebuje czasu. No i się zaczęło. Z pozoru sympatyczna rodzinka okazała się mieć lepkie rączki dosłownie do wszystkiego. Magicznie znikające jedzenie, kosmetyki kończące się szybciej niż normalnie... Wielu z Was pewnie to zna.

Cyrk zaczął się jednak, gdy się okazało, że Piekielna niechętnie będzie płacić za mieszkanie. Czyli, nie zapłaci wcale. Wyrzucić się nie da, bo umowy nie miała, bo okres próbny, płacić nie ma zamiaru, właścicielka wściekła, atmosfera w mieszkaniu gęsta, że siekierę powiesić. Po naradzie podjęłyśmy z właścicielką decyzję - zmieniamy zamki w komórce na węgiel (mieszkanie ogrzewane piecami kaflowymi) i dostęp do klucza mam tylko ja. Wyłamali drzwi.
W końcu udało się, po wykręceniu korków z ich pokoi (każdy pokój miał osobny, instalacja stara) Piekielna z familią postanowiła się z wielkim fochem wyprowadzić. I tu nastąpił mój błąd, że wyjechałam na święta do rodziny. Po powrocie zastałam zmienione zamki (na szczęście klucze szybko przywiozła właścicielka) w domu brak większości sprzętów. Pokradli niemal wszystko co dało się wynieść. Sztućce, moje kubki, krzesła, nawet ohydne, pomarańczowe dywaniki w łazience (datowane na głęboki PRL. Czajnik elektryczny się ostał, bo właścicielka przezornie, jak wyjeżdżałam, sąsiadom podrzuciła podstawę grzewczą czajnika. Syf jaki zastaliśmy w pokojach był nie do opisania. Dość powiedzieć, że tapeta z białej zrobiła się żółta, firany prałyśmy dwukrotnie i myłyśmy ona w kilkunastostopniowym mrozie.

Żeby było zabawniej, sprawa zgłoszona na policję, zostałam wezwana na przesłuchanie dopiero w marcu, a szanowny (tfu!) policjant sprawę umorzył, ze względu na brak dowodów...

lokatorzy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 399 (461)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…