Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62179

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z przystanku na jednym z krakowskich rond prawie wszystkie autobusy jeżdżą w jedną stronę - ku dużym, raczej nowszym osiedlom na południu miasta. Trasy autobusów prawie nie różnią się od siebie, oprócz jednego przystanku, na którym tylko jeden z nich się zatrzymuje, a reszta jedzie uliczką równoległą.
Nie ma na tej jednej ulicy nic specjalnie ciekawego, głównie zakłady przemysłowe, ale pechowo właśnie tam musiałam dojechać w pewien deszczowy dzień.
Rozkład zaplanowany jest na tyle sensownie, że w godzinach szczytu autobus w tamtą stronę można złapać co 4-6 min, ale i tak są często bardzo zatłoczone.

Tak się złożyło, że kiedy czekałam na "swój" autobus, przeczekałam dwa prawie puste, jadące popularniejsza trasą, widziałam też następny, dopiero co podjeżdżający - wszystkie były prawie puste.
Ten, na który czekałam, okazał się, niestety, zapełniony jak za komuny - ludzie leżeli sobie dosłownie na plecach i rozpłaszczali się na szybach, no ale trudno, jakoś trzeba dojechać.

Na kolejnych przystankach ludzi nie ubywało, raczej wręcz przeciwnie, a do tego wszystkiego w cały ten Sajgon wjechała pani z niepełnosprawnym chłopcem na wózku. I zaczął się czardasz.

Chłopiec bardzo głośno krzyczał, że mamy go natychmiast przepuścić, bo chce zając miejsce dla wózków, że jesteśmy głupi, bezczelni i on ma pierwszeństwo. Na to jego mama wrzeszczała raz po raz "nie drzyj się!!!" i krzyczała na cały autobus, że skoro my jesteśmy tacy, to ona będzie stała na samym środku i nie będzie się przejmowała niczym. I na pewno przez nas będzie wypadek. Duet wrzeszczał przez całą drogę, nawet kiedy już upragnione miejsce otrzymał i zajął.

Oczywiście rozumiem, że miejsce jak najbardziej im się należało i nikt złośliwie im go nie odmawiał, ale nie było miejsca nawet żeby się obrócić, a co dopiero żeby się nieco przetasować i pozamieniać. Przy najlepszych chęciach nikt nie wejdzie na sufit ani nie wyskoczy przez okno,żeby pani się zmieściła.

Na przystanku częściowo wysiedliśmy, żeby przepuścić mamę i chłopca i zająć miejsca bliżej drzwi. Nie ukoiło to nerwów dwójki pasażerów, bo stało się to za późno, za wolno i w ogóle robiliśmy tłok, wisieliśmy nad jej synkiem, i oni mieli cały czas za mało miejsca.

Rozumiem, że nie wolno patrzeć tylko na koniec swojego nosa i powinno się pomagać tym, którzy mają trudniej, ale trudno mi też winić osoby - starsze, zmęczone po pracy, z ostatnimi kilkoma minutami na bilecie - za to że chcą spokojnie dojechać do domu, skoro już zapłacili, i zajęli miejsca na początku trasy. Może rozsądniej byłoby, wobec przewidywanych problemów logistycznych, poczekać chwilkę i wsiąść do następnego autobusu, gdzie było by więcej miejsca, a podróż byłaby przyjemniejsza i bezpieczniejsza? Zwłaszcza, że z wypowiedzi pani (ja nie będę z dzieckiem aż na K. jechać w takich warunkach!) wynikało, że pozostałe trasy również by im odpowiadały, a ta jedna uliczka wcale ich nie interesowała.

Skomentuj (113) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 241 (371)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…