Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62474

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historii o współlokatorach było sporo. Nie mówię, że moja przebija pozostałe, ale z pewnością jest inna. Bo czy ktoś prowadził wojnę z całą (choć pokręconą) ideologią w ciele niewielkiej kobiety? Dramat w czterech aktach.

PROLOG

Jakiś czas temu kupiłem mieszkanie. Nie apartament, nie penthouse, tylko 3 pokoje w ramie H z lat '60. Wyremontowałem, zaaranżowałem i mieszkam. A że kredyt ciąży, zdecydowałem się na znalezienie współlokatora. Jednak zamiast dawać ogłoszenie w internetach, zaciągnąłem języka wśród znajomych, czy ktoś nie poszukuje lokum na cito.

Po dwóch dniach spotkałem się z siostrą kuzynki ze strony szwagra bratowej dziewczyny dobrego kumpla mojego kumpla. Nie wiem skąd wygrzebali takiego pociotka, ale wywnioskowałem, że dziewczyna naprawdę potrzebowała pokoju na dobrych warunkach, skoro rozpuściła wici tak daleko.

Dziewczę o dumnym imieniu Marlena wywarło na mnie dobre wrażenie. Sympatyczna, uśmiechnięta, energiczna. Może trochę zakręcona (wiecie, sto wisiorków i ciuch z firanki w zestawie z glanami z kolorowymi sznurówkami), ale dogadaliśmy warunki, pokój się spodobał tak samo jak wysokość opłat, więc podpisaliśmy umowę. I tutaj zaczyna się seria mniejszych i większych szpilek wbitych w mój zad. Ale po kolei.

AKT I

Punktem pierwszym było obudzenie mnie o 3 w nocy, kiedy spałem smacznie po ciężkim dniu w pracy. Czym zostałem obudzony? Krzykiem i płaczem, i to o takim natężeniu, że człowiek ma ochotę wejść pod kamień z nadzieją, że tam go nie znajdą. Ale jako facet poszedłem sprawdzić co się dzieje. Co się okazało? Redagując artykuł na stronie fundacji dla której pracowała, Marlena natrafiła na filmik przedstawiający ubój rytualny. Dostała spazmów, bezdechu, histerii, palpitacji serca i rozdwojonych końcówek. Uspokoiłem ją, zaproponowałem herbatę. Siedzieliśmy do rana. 4 godziny słuchania o bezdusznych oprawcach, masakrach zwierząt, występnej naturze ludzkiej i zagładzie ku której zmierzamy. Na każdą delikatną sugestię, że może by tak pójść spać, Marlena purpurowiała i groziła powodzią. O 8:00 wyszedłem do pracy i chciałem włożyć do stacyjki klucze od domu. Pojechałem taksówką.

AKT II

Sytuacja numer dwa to raczej trend niż jednorazowe zdarzenie. Okazało się bowiem, że jestem faszystą, Hitler mógłby się ode mnie uczyć antyludzkiej postawy i powinni mnie prewencyjnie zamknąć. Dlaczego? Bo jestem kibicem. Bo chodzę na mecze, a jak nie chodzę to oglądam z kumplami w barze lub w domu. Bo mam koszulkę, szalik i tatuaż. Starałem się puszczać to mimo uszu, ale takie litanie wypowiadane przez cały dzień meczowy od samego rana są irytujące jak ujadanie wkurzonego ratlerka. Aż chce się oblać lodowatą wodą, prawda?

AKT III

Trójką w tym zestawieniu jest moment, w którym naraziła mnie i moją firmę na niemałe koszta. Całą załogą byliśmy przez tydzień w terenie. Od kolejnego tygodnia mieliśmy wejść z pracami w miejsce, gdzie BHP było ważniejsze niż Biblia, Koran i Talmud razem wzięte. Musiałem zaopatrzyć chłopaków w odpowiednie ubrania ochronne. Pojawił się jednak problem z dostępnością, ale w hurtowni zobowiązali się ściągnąć wszystkie potrzebne rzeczy i dostarczyć w terminie. OK, czekamy na informacje ze sklepu.

Pewnego dnia dostaję telefon od dostawcy, że dotarły na magazyn zamawiane przeze mnie ubrania i buty. Nie wiedzą tylko gdzie je wysłać. Cóż, siedziba pusta, bo wszyscy ze mną. No to zaprzęgniemy Marlenę do odbioru przesyłki w domu. Telefon z pytaniem, czy mogłaby odebrać, gwarancja tego, że kurier wniesie wszystko na górę itd. Nie ma sprawy, załatwi to. Nie załatwiła. Dlaczego? Bo na liście przewozowym było napisane "Buty ochronne skórzane model XXXX". Skórzane to zło, ona odebrać nie może, bo to tak jakby wspierała mordercę. Paczki wróciły na magazyn firmy kurierskiej, dotarły do mnie dwa dni po planowanym rozpoczęciu prac.
Efekt: przed pierwszym wbiciem szpadla potrącone z kontraktu za dwa dni opóźnienia. Marlena oddała mi pieniądze w ratach. Stosunki między nami popsuły się diametralnie.

AKT IV

Czwarte zdarzenie tak mi podniosło ciśnienie, że koło od Stara napompowałbym ustami do 8 barów. Otóż dostałem od znajomego comber jeleni. Ucieszyłem się jak dzieciak, bo lubię takie frykasy. Szykował mi się akurat kilkudniowy wyjazd poza miasto, więc zamarynowałem mięso z myślą, że jak wrócę to od razu wrzucę je na blachę i wieczorem będę się delektował smakowitym pieczystym. Po powrocie zaglądam do lodówki, a tu Zonk. Nie ma wędliny. Nie ma kiełbasy i kurczaka. Mleka nie ma i masła też nie ma. I co najgorsze - nie ma mojego jelenia! Marleny również nie było w domu, ale do niej mogłem chociaż zatelefonować. Co się okazało? Że Marlena wprowadza w domu dietę wegańską i wyrzuciła wszystko, czego nie można do niej zaliczyć. Zaniemówiłem na chwilę. Kiedy odzyskałem głos i wątek zapytałem, jakim prawem coś takiego zrobiła. Dowiedziałem się, że ona ma w sobie więcej moralności i empatii niż ja i w związku z tym jej obowiązkiem jest sprowadzenie mnie na drogę wolną od niepotrzebnego cierpienia. Obcesowo odparłem, że ona będzie cierpieć, jeżeli jeszcze raz zrobi coś podobnego. Pokłóciliśmy się ostro. Po raz pierwszy użyłem argumentu, że to ona mieszka u mnie, więc ma przestrzegać moich zasad. Wydawało się, że zrozumiała.

EPILOG

W piątek wróciłem z pracy i w lodówce przywitało mnie echo. Zakłócane było jedynie jakąś dziwną śmierdzącą breją stojącą w garnku na honorowym miejscu i opakowaniem tofu (swoją drogą, sama nazwa mnie odrzuca - zdaje się mówić prewencyjnie "To jest FU"). Marlena dziwnym trafem znów była poza domem. Telefon wykonałem, zj****em jak rudego węża. Dowiedziałem się, że jestem nieczułym barbarzyńcą, że ona niesie mi światło i chce uwolnić od zła, które wyrządzam zwierzętom, a ja tego nie doceniam i najwyraźniej jestem tak przesiąknięty okrucieństwem, że nie ma dla mnie ratunku. Poinformowała mnie, że się wyprowadza i nie ma zamiaru dłużej przebywać ze mną pod jednym dachem. Cóż, twoja wola. Wypłaciłem w bankomacie równowartość ostatniego czynszu (a niech ma, nie zbiednieję), przygotowałem formularz rozwiązania umowy najmu i czekałem na jej powrót. Wybłagała u mnie (czyli strasznego barbarzyńcy) dwa dni na zorganizowanie sobie noclegu. Dzisiaj rano się wyniosła, a ja odetchnąłem z ulgą.

Ja rozumiem przekonania, poglądy i indywidualny system wartości. Ale tego typu rzeczy powinny być jak dupa: każdy jakąś ma, ale niekoniecznie trzeba ją pokazywać i mówić, że najładniejsza.

mieszkanie

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1001 (1105)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…