Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62579

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Vege http://piekielni.pl/62568 przypomniała mi podobną sprzed lat, dotyczącą naszej przyjaciółki.
"100 lat temu" pracowaliśmy razem .
Anna miała "tylko" wykształcenie średnie. Dobrą szkołę techniczną skończyła z wyróżnieniem. Bardzo chciała się dalej uczyć, ale musiała zacząć na siebie zarabiać. I w czasie gdy kończyła szkołę, zwykło się mawiać, że do rodzenia dzieci wyższe wykształcenie nie jest potrzebne.

Była bardzo sumiennym pracownikiem. Chętnie uczyła się nowych rzeczy i wkrótce robiła różne prace wykraczające poza jej zakres obowiązków. Oczywiście bez dodatkowej opłaty. Tak się dziwnie składało, że była zawsze pomijana przy wszystkich nagrodach i bonusach. A podwyżki dostawała tylko "systemowe". Często dziwiliśmy się dlaczego. Po latach stwierdziliśmy, że chyba jej kierowniczka bała się konkurencji, bo Anna biła ją na głowę wiedzą, umiejętnościami, pracowitością i dodatkowo była ogólnie lubiana.

W pewnym momencie Anna zaczęła zaoczne studia. Zdarzało się w firmie, że dokształcający się ludzie dostawali urlopy, dni wolne, dofinansowanie. Zazwyczaj w zamian podpisywało się tzw. "lojalkę". Ale Annie odmówiono takich udogodnień. Na jej stanowisku nie ma wymogu wyższego wykształcenia. Mówi się trudno. Anna ciężko pracowała a w weekendy studiowała.

Gdzieś w połowie studiów Anna urodziła dziecko. Tatuś dzidziusia zostawił ją z dnia na dzień i ulotnił się w poszukiwaniu innego szczęścia. Anna pracowała do samego porodu. Bez zwolnień i taryfy ulgowej. Świetnie zorganizowana i... uśmiechnięta. Jak było trzeba tachała pilną pracę do domu. Nadgodzin i dodatków jej nie płacono. Choć inni za podobne rzeczy dostawali dodatkowe pieniądze.

Zaraz po macierzyńskim wróciła do pracy. Była potrzebna, ale kierownictwo zaczęło kręcić nosem. Że likwidacja etatów, że w zasadzie mogłaby zostać, ale pensję trzeba zredukować, że trudna sytuacja firmy, że zmieniły się zasady premiowana i w zasadzie, to o premii może zapomnieć. Dostała do wyboru, albo mniejsze wynagrodzenie, albo za bramę. Zgodziła się na mniejsze pieniądze. Bo zobowiązania, bo małe dziecko. I od razu wszystko wróciło do "normy". Dokładanie obowiązków bez zapłaty.

Gdzieś po roku od jej powrotu z macierzyńskiego rozsypał się jeden z istotnych działów administracyjnych. A że Anna współpracowała z nim dość ściśle i znała dokładnie zagadnienia, z dnia na dzień została obciążona wszystkimi obowiązkami. Oczywiście dodatkowych profitów brak. Orząc za 3 osoby (bo tyle wcześniej tam pracowało), ciągnąc często malucha do biura, bo dokumentacja nieskończona, wytrzymała pół roku. W międzyczasie po raz kolejny pominięto ją przy rocznych nagrodach firmowych. Cóż, szefostwo wychodziło chyba z założenia, że samotna matka będzie pracować za każde pieniądze i jeszcze będzie wdzięczna. Tylko wąskie grono zaufanych osób wiedziało, że Anna już nie jest tak bardzo samotna :)

Po pół roku przyjęto do jej działu drugą dziewczynę. Teoretycznie na równorzędne stanowisko. Ale od razu z wyższą pensją. Na pytanie, dlaczego skoro będą wykonywać tą samą robotę, Anna ma wprowadzić nową, a nowa nie ma wiedzy technicznej, usłyszała, że tamta ma wyższe wykształcenie... Anna była na finiszu studiów.
Po raz kolejny zacisnęła zęby. Ale już zaczęła rozglądać się za inną pracą. Trwało to jeszcze z pół roku.

W tym czasie w firmie zaczynało dziać się źle. Bywało, że pensje opóźniały się o kilka dni. Anna znalazła inną pracę. Podpisała tam umowę a z firmy odeszła z dnia na dzień, składając wypowiedzenie z winy pracodawcy (nieterminowa wypłata). Dodatkowo miała przygotowaną dokumentację z ostatnich dwóch lat dotyczącą przepracowanych nadgodzin z dokładnym wyszczególnieniem czego dotyczyły.

Wygrała w Sądzie Pracy pensję za okres wypowiedzenia (3 miesięczny) i zapłatę za wszystkie wyliczone i udokumentowane przez nią nadgodziny oraz wyrównanie za nieprzepisowo obniżoną pensję przy powrocie z macierzyńskiego. Dodatkowo PIP dokładnie przetrzepał dokumentację kadrową firmy. Posypały się kary.
A w dziale Anny trzeba było zatrudnić jeszcze 4 osoby, żeby to w ogóle funkcjonowało. Z pensjami zdecydowanie wyższymi niż jej pensja.

Anna do tej pory mówi, że książka o asertywności to najlepiej wydane 30 zł w jej życiu :)

praca

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1097 (1181)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…