Czytam historie i dowcipy o eboli w Polsce i służbie zdrowia: śmiesznie nie jest, raczej strasznie.
No, ale strasznie jest w sumie na codzień, a zwłaszcza w sezonie grypowym.
Dlaczego?
Piekielność polskiej służby zdrowia, oczywiście.
Mój znajomy jest neurologiem, pracuje na oddziale udarowym największego szpitala w mieście wojewódzkim, oddział duży, pacjenci leżą na korytarzach, ot, polska codzienność.
Niestety, lekarze też ludzie i jesienią chorują, nawet jeśli się zaszczepią przeciw grypie.
Co może zrobić chory lekarz? Wziąć zwolnienie? No, nie takie to proste, bo KTOŚ musi pracować i ratować ludzim życie, a personelu mało: w teorii wprawdzie zatrudniona jest spora grupa lekarzy, ale część jest na stażach, część to stażyści, jeszcze inni zeszli z dyżuru, więc mają wolne... No to przychodzi biedny lekarz i sieje zarazki wszędzie, gdzie może, bo wyboru nie ma.
A nawet,jeśli przy wyjątkowo sprzyjających okolicznościach uda mu się dostać parę dni zwolnienia, to przychodzi dzień dyżuru i już wtedy nie ma przeproś: nie można znaleźć zastępstwa (lekarze zwykle pracują też w innych miejscach), więc grafik dyżurowy się wali.
Powszechnie panuje zasada: żyjesz, to na dyżur przychodzisz.
No więc sterczy chory doktor na dyżurze, zarażając tych, których organizmy sił do obrony już i tak nie mają.
Jest to piekielność w skali ogólnopolskiej, ale jak na razie to problem, którego nie da się rozwiązać w warunkach stałego niedoboru pracujących na oddziałach lekarzy.
To też między innymi powód zakażeń wewnatrzszpitalnych, o których mówi się dużo, ale raczej nie w takim kontekście.
No, ale strasznie jest w sumie na codzień, a zwłaszcza w sezonie grypowym.
Dlaczego?
Piekielność polskiej służby zdrowia, oczywiście.
Mój znajomy jest neurologiem, pracuje na oddziale udarowym największego szpitala w mieście wojewódzkim, oddział duży, pacjenci leżą na korytarzach, ot, polska codzienność.
Niestety, lekarze też ludzie i jesienią chorują, nawet jeśli się zaszczepią przeciw grypie.
Co może zrobić chory lekarz? Wziąć zwolnienie? No, nie takie to proste, bo KTOŚ musi pracować i ratować ludzim życie, a personelu mało: w teorii wprawdzie zatrudniona jest spora grupa lekarzy, ale część jest na stażach, część to stażyści, jeszcze inni zeszli z dyżuru, więc mają wolne... No to przychodzi biedny lekarz i sieje zarazki wszędzie, gdzie może, bo wyboru nie ma.
A nawet,jeśli przy wyjątkowo sprzyjających okolicznościach uda mu się dostać parę dni zwolnienia, to przychodzi dzień dyżuru i już wtedy nie ma przeproś: nie można znaleźć zastępstwa (lekarze zwykle pracują też w innych miejscach), więc grafik dyżurowy się wali.
Powszechnie panuje zasada: żyjesz, to na dyżur przychodzisz.
No więc sterczy chory doktor na dyżurze, zarażając tych, których organizmy sił do obrony już i tak nie mają.
Jest to piekielność w skali ogólnopolskiej, ale jak na razie to problem, którego nie da się rozwiązać w warunkach stałego niedoboru pracujących na oddziałach lekarzy.
To też między innymi powód zakażeń wewnatrzszpitalnych, o których mówi się dużo, ale raczej nie w takim kontekście.
słuzba_zdrowia
Ocena:
298
(416)
Komentarze