Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62679

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nawinął mi się dzisiaj taki demotywator: http://demotywatory.pl/4408340
Przypomniał mi on pewną piekielno-zabawną sytuację, mającą miejsce podczas jednego z wypadów w moje strony ojczyste, którą postanowiłam się z Wami podzielić.

Na wstępie zaznaczę, że z natury jestem osobą, która nie koniecznie lubi się dzielić swoim prywatnym życiem z innymi. Mój fejsbukowy profil jest tak ubogi w informacje o mnie, że wielu z moich bardzo starych znajomych, których nie widziałam od lat (czyli od okresu sprzed wyjazdu za granicę) nie ma pojęcia, gdzie obecnie mieszkam, gdzie pracuję, a nawet jak aktualnie wyglądam. Sytuacja ma się podobnie z moim narzeczonym - jest równie anonimowy.

Pewnego razu siedzieliśmy sobie na piwku w knajpie w dość sporym gronie naszych bliższych znajomych, gdy dosiadł się do nas dawny kumpel mojego lubego. Jak się okazało kumpel ten od 8 miesięcy mieszkał w Anglii, gdzie planował zostać na stałe.
Po wymianie powitalnych grzeczności kolega zaczął z nami rozmawiać, używając bardzo irytujących (według mnie) wstawek typu: "you know", "oh well", "yeah", "sure", "no problem", czy używał sformułowań typu "u WAS w Polsce" itp., oraz strasznie "przeinaczał", a właściwie wręcz kaleczył polskie słówka, nawet te najprostsze, albo próbował wstawiać ich angielskie zamienniki.
Kto miał kiedyś do czynienia z takim osobnikiem ten wie, jak bardzo żenująco i idiotycznie, żeby nie powiedzieć prostacko wygląda takie zachowanie. Ot, zwykłe buractwo w stylu "kim to ja nie jestem" i "skąd to ja nie przybywam".

Po kilkunastu minutach takiej męczącej konwersacji z naszym "more-english-than-polish friendem" mój luby zaoferował koledze pomoc w postaci konwersacji w języku angielskim, jeśli ułatwiłoby mu to wysławianie się w wygodniejszym dla niego języku. Wytłumaczył koledze, że tak się składa, że my również za granicą mieszkamy, z tym, że nie 8 miesięcy, a lat (kolega tego nie wiedział), i że nie ma najmniejszego problemu, by komunikować się z nami w języku angielskim, jeśli tak mu łatwiej. Koledze mina jakby lekko zrzedła, ale zapewnił, że of kors, noł problem, lets tok! I właściwie to były jedne z jego ostatnich słów wypowiedzianych tego wieczoru :)

Oczywiście każdy wyczuł, że to była podpucha ze strony lubego, i że nasz kumpel-burak zbłaźni się jeszcze bardziej, ale każdy ochoczo pomysł podłapał i jak jeden mąż zaczęliśmy niczym biegli lingwiści konwersować w, przyjaznym dla przybysza z Zielonej Wyspy, języku angielskim :) Koledze szczena opadła, bo najwyraźniej takiego obrotu sprawy chłopak się nie spodziewał, i jak się domyślacie ewakuował się przy najbliższej sprzyjającej ku temu okazji, gdyż rozmowa "nieco" przerosła jego umiejętności językowe.

Teraz traktujemy tamto spotkanie, jak taką naszą anegdotkę, ale nieraz zdarzyły się podobne sytuacje, gdzie "świeżo upieczeni" emigranci udają, że po polsku już nie mówią, choć po angielsku jeszcze się nie nauczyli. To taki bełkot pomiędzy językami, gdzie czasem ciężko zrozumieć, o co mówcy właściwie chodzi. I już nie wiem, czy to szpan, czy trend jakiś? A może to ja przesadzam? - oceńcie sami.

'polska języka być trudna'

Skomentuj (82) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 662 (772)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…