Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62954

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od 7 lat prowadzę bloga z opowiadaniem. Odkryłam, że jedna z czytelniczek, która poprosiła mnie, bym oddała jej swój adres, gdy skończę pisać, skopiowała moją pracę – szablon i rozdziały. Onet skasował całą jej stronę, ale zanim to nastąpiło, w najnowszym wpisie pojawiła się informacja, że "autorka" bloga wydaje powieść. Oczywiście podała tytuł, więc po jego "zgooglowaniu" miałam namiary na plagiatorkę.

Kupiłam egzemplarz tej powiastki. Okazało się, że jest to mój blog, streszczony, poprzerabiany i zredagowany, aby opisane sytuacje pasowały do rzeczywistości wykreowanej przez czytelniczkę.

Skontaktowałam się z firmą, która wydała książkę. Byli zszokowani - przepraszali i korzyli się, tłumacząc się przy tym ufnością i chęcią zrobienia frajdy młodej dziewczynie. Zapytani, jakim cudem nie przeskanowali chociaż kilku stron, by sprawdzić je pod względem oryginalności, stwierdzili, że są ogromną firmą i wydają rocznie około trzystu pozycji i nie mają na to czasu.

Redaktor Naczelny obiecał zatrzymać wysyłkę z magazynu wszystkich z jeszcze niesprzedanych kopii książki. Stwierdził mimochodem, że powieść sprzedaje się bardzo kiepsko i już przynosi im straty, więc teoretycznie nie mam o co walczyć z nimi w sądzie (akurat). Pokazali mi umowę, pod którą zarówno nieletnia jak i jej ojciec się podpisali, mimo że jeden z jej pierwszych punktów podkreślał, że niemal przysięgają, że każde cholerne słowo w książce jest jej i że w razie jakichkolwiek roszczeń osób trzecich (czyt. moich) poniosą wszelkie konsekwencje, w tym te finansowe.

Patrząc na umowę, coś mi zaczęło świtać. Odkryłam, że gdy czytelniczka podpisywała umowę i zobaczyła, że podpisuje się pod nieprawdą, a w Internecie są niezbite dowody na to, że mnie okradła, jakaś nieznana mi osoba akurat wtedy wysłała do mnie maila podszywając się pod Onet i próbując wyłudzić ode mnie hasło do konta (by skasować mi bloga). Oczywiście nie nabrałam się na ten idiotyzm, odpisałam sarkastyczny komentarz i wysłałam do Onetu wiadomość z nagłówkiem wiadomości, a oni „wystosowali stosowne kroki”.

Zupełnie zapomniałam o tej sytuacji i dopiero widząc, co i kiedy nieletnia podpisała, skojarzyłam to z tą próbą wyłudzenia. Próbowała mnie oszukać i podstępem skasować mojego bloga, a gdy nie wyszło - chciała wyłudzić ode mnie adres „po dobroci” i usunąć go, zanim książka zyska popularność.

Tydzień po spotkaniu z wydawnictwem stawiłam się ponownie w redakcji na spotkanie z czytelniczką i jej rodzicami. Ogólnie to słyszałam po raz kolejny te same śpiewki, że dziewczyna jest młoda, a „pisząc książkę” była chora i wydanie jej to było jej marzenie. Szybko jednak nastawienie rodzinki się zmieniło - zaczęli mieć do mnie pretensje, że czegokolwiek od nich chcę, rzucać się, że im grożę i ją obrażam. Nie poczuwali się do jakiejkolwiek odpowiedzialności, nie przeprosili. Dziewczyna za to oskarżyła o plagiat mnie (piszę fanfiction).

Od firmy zażądałam oficjalnych przeprosin, a od rodziny wpłacenia zysków z książki na Fundusz Promocji Twórczości. Stanowczo mi odmówiono. Jedyne, co wywalczyłam, to przeprosiny od firmy na ich stronie internetowej.

Nieusatysfakcjonowana brakiem kary dla małej złodziejki, zgłosiłam tę sprawę do ścigania z oskarżenia publicznego, o czym poinformowałam redakcję. Policjanci bardzo nie chcieli przyjąć zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, mówili, że „powinnam swoje wiersze lepiej zabezpieczać”. Uparłam się i wkrótce złożyłam zeznania i dowody, a pismo trafiło gdzie trzeba.

Wszczęto postępowanie, a po kilku miesiącach dostałam list z postanowieniem. Sąd Rejonowy ustalił, że nieletnia istotnie dopuściła się obu czynów karalnych (skopiowania na bloga i plagiatu celem osiągnięcia korzyści majątkowych). Postanowienie dotyczyło jednak umorzenia sprawy oraz odstąpienia od obciążenia rodziców małej jakimikolwiek kosztami postępowania. Podobno na podstawie art. 21 §2 Ustawy z dnia 26 października 1982 r.:

„§ 2. Sędzia rodzinny nie wszczyna postępowania, a wszczęte umarza, jeżeli okoliczności sprawy nie dają podstawy do jego wszczęcia lub prowadzenia albo gdy orzeczenie środków wychowawczych lub poprawczych jest niecelowe, w szczególności ze względu na orzeczone już środki w innej sprawie.”

Złożyłam odwołanie od tej decyzji do Sądu Okręgowego. Po ponad trzech miesiącach dostałam pismo, w którym adwokat małej kpi z moich żądań i argumentów oraz informuje, że nikt jej nigdy nie ukarze, bo jest dobrą dziewczynką z dobrymi ocenami w szkole i super kontaktami z rodzicami (którym nie powiedziała, że jej książka jest plagiatem). Że okradła mnie nieświadomie, nie wiedząc, jakie będą konsekwencje (dlatego chciała zatrzeć ślady?) i że wykorzystanie mojej pracy do wydania książki to był jej sposób na walkę z chorobą, bo poczuła się super-kochana i popularna (gratuluję). No i oczywiście że mocno przeżyła całe zdarzenie i to jest wystarczająca kara, bo przecież od początku się przyznawała do winy i mnie wylewnie przeprosiła w obecności redakcji (eee nie). Zauważyła też, że wg prawa polskiego w sprawach nieletnich należy się kierować przede wszystkim ich dobrem (nie pokrzywdzonych) i rozważyć, czy jest sens ich karać. I jej nie ma sensu karać – bo jest tak idealna, że praktycznie to nie ona to zrobiła, bo to niemożliwe. A na pewno nie zrobi tego po raz kolejny.

Jeśli kiedykolwiek chciałabym wydać swoją zredagowaną 7-letnią pracę – nie mogę, ktoś już to zrobił. Książka nadal jest na półkach i w księgarni internetowej wydawnictwa. W Internecie pełno niepochlebnych recenzji, niektóre chwalą moje pomysły i dialogi (dziękuję). Laska nie została ukarana, wszyscy rozkładają ręce, a mnie – 22-letniej studentki Politechniki Warszawskiej – nie stać na zabawę w opłacanie prawnika.

Skomentuj (113) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1340 (1484)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…