Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#63124

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Choruję przewlekle.

W środowy wieczór, przeciągnięta wzdłuż i wszerz po trudnym kolokwium, czekam na autobus.

Nagle zaczęło mi się robić słabo, moja zepsuta część zaczęła nawalać, poprosiłam dziewczynę siedzącą na ławce o ustąpienie miejsca, bo zemdleję.

Reakcja godna podziwu, zaraz dwie osoby wstały, pytają, czy dzwonić po karetkę, wachlują, podtrzymują.

Połknęłam "moją" tabletkę, którą noszę na wypadek takich sytuacji, czekam, aż mi przejdzie.

Trochę posiedziałam, dziewczynom znów brawa się należą, bo obce osoby a zostały, mimo, że autobus uciekł.

Gdy świadomość zaczęła wracać, zadzwoniłam po chłopaka, żeby po mnie przyjechał, trochę zażenowana podziękowałam dziewczynom i gdy upewniły się, że już w miarę gra, jedna wsiadła do autobusu, druga poszła na pieszo.

Była to akurat "pora kościelna", gdy siedziałam już sama, ludzie zaczęli się schodzić na okoliczne przystanki, rozchodzić do domu.

Dla pewności z ławki nie wstawałam, trochę sapałam, z bólu się krzywiłam, ale czekam.

Po kilku minutach grupka babć zebrała się wokół mnie, porozsiadała na reszcie ławki, o dziwo, ani jednego komentarza o niewychowaniu młodzieży, nikt nie kazał mi wstać, dzień dobroci jakiś.

Ale napatoczyła się flądra. W buro-lisim płaszczu, lat może z trzydzieści pięć, no, dobrze zakonserwowana czterdziestka, za bardzo się nie gapiłam.

I najpierw zagaja całkiem neutralnie, czy miejsca jej ustąpię. Bąknęłam tylko, bo i tylko na tyle było mnie stać wtedy, że źle się czuję.

Nie było krzyków, prośby nie powtórzyła.
Podjechał autobus, część ludzi wsiadła, obok mnie zrobiło się miejsce, flądra przysiadła.

Zaczęła się wiercić, bo miejsca mało, dzielnie próbuję głowę w pionie utrzymać, bo mi przechodziło trochę, a ta się kręci jak pies w trawie, pośladkiem coraz bardziej przesuwając mnie na krawędź.

I mnie zepchnęła.
Jednym szybkim ruchem, którego prawie nie zauważyłam.

I żebym ja tyłkiem plasnęła, to pół biedy. Ale huknęłam głową o ściankę z pleksi.
Lepsza pleksi niż szkło czy metal, ale sam efekt przestraszenia się i wyrżnięcia spowodował, że odleciałam całkiem.

Ocknęłam się niedługo potem, gdy ktoś dzwonił po karetkę, bo mi krew z nosa poszła, ale nie od wyrżnięcia, tylko samoistnie.

A buro-lisiej baby nie zarejestrowałam w pobliżu, chociaż może i zamroczona byłam.

A może zwiała, bo myślała, że mnie zabiła?

przystanek

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 828 (878)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…