Łęccy byli już opisani, więc teraz skupię Waszą uwagę na drugiego naszego sąsiada - pana Parsona*(nazwisko zapożyczone z "1984").
Pan Parson jest typowym tzw. "januszem". Dla osób nieznających tego terminu, jest to połączenie tzw. "wiejskiej" mentalności i... próby (tak to dobre słowo) bycia chytrym, w istocie pokazując swoją zaściankowość i głupotę.
Człowiek ten wierzy we wszystko, co pokażą media, nie pracuje i pobiera zasiłki tylko dlatego, że "opiekuje się" starszą panią. Naprawdę opiekuje się nią jego żona, która praktycznie u niej mieszka. Jego najczęstszym argumentem w jakiejkolwiek dyskusji jest "bo w telewizorze mówili" powtarzane do skutku. W efekcie rozmówca ma dość prób przebicia się przez intelektualny beton i pozwala szaleńcowi żyć w swym szaleństwie, co niestety doprowadza do kuriozalnych sytuacji (np. jak podczas sytuacji na Majdanie wywiesił flagę Ukrainy w swojej toalecie jako firankę).
Pan Parson początkowo wpatrzony był w Łęckich jak w obrazek. Dlaczego? Bo "dochtory" (nieważne że Łęcki nie ma nic wspólnego z medycyną, on dla niego jest doktorem takim samym jak ten z przychodni i tyle). Bo "śfiatowi". Bo "zagranico w Europie i Afryce byli, a on tylko w Czechosłowacji (o rozpadzie państwa na dwa narody nie wytłumaczysz, on mówi nadal Czechosłowacja, mimo że był tam w okolicach roku 2000)".
Parsona od Łęckich dzieli nasza działka. Jak tylko widział Łęckiego, a sam był w oknie lub na dworze, bombardował okolicę swoim rubasznym głosem:
- DZIŃDOBRY SOMSIEDZIE!
O ile Łęcki nauczył się przenikać do swojego domu jak duch skrzyżowany z ninja, o tyle Łęcka mruczała pod nosem "no zaś mordę drze gnojek je*any...".
Pewna sytuacja wszystko zmieniła. Pan Łęcki miał do pomalowania ścianę. A jako że Łęccy wyznają złotą zasadę "praca jest dla plebsu", zatrudnił Parsona do tej roboty.
Parson, spojrzał na Łęckiego z takim wzrokiem, jakim taternik patrzy na Mount Everest i jak strzała pobiegł po strój roboczy.
Następnego dnia rano, słychać było mruczenie Parsona. Kiedy ojciec przechodził do garażu, zapytał o co chodzi. Parson przerywając co chwilę "złodziej jeden okradł mnie z pracy" opowiedział, że Łęcki wprawdzie zlecił mu pomalowanie ściany, potem wyjeżdżając, ale kiedy ten poszedł po zapłatę, Łęcka zaczęła się drzeć "MASZ PAN JAKĄŚ UMOWĘ PODPISANĄ? NIE? TO WYPAD WIEŚNIAKU Z NASZEGO TERENU".
Łęcki po powrocie przeprosił za żonę i wręczył mu... 5zł.
Nie ma jak to zrazić do siebie nawet kompletnego... Parsona.
*imię bohatera literackiego odpowiada doskonale charakterom osób przedstawionych, pozwala nieznającemu osoby wczuć się w relacje z tym człowiekiem, oraz jego podejściem do spraw.
Pan Parson jest typowym tzw. "januszem". Dla osób nieznających tego terminu, jest to połączenie tzw. "wiejskiej" mentalności i... próby (tak to dobre słowo) bycia chytrym, w istocie pokazując swoją zaściankowość i głupotę.
Człowiek ten wierzy we wszystko, co pokażą media, nie pracuje i pobiera zasiłki tylko dlatego, że "opiekuje się" starszą panią. Naprawdę opiekuje się nią jego żona, która praktycznie u niej mieszka. Jego najczęstszym argumentem w jakiejkolwiek dyskusji jest "bo w telewizorze mówili" powtarzane do skutku. W efekcie rozmówca ma dość prób przebicia się przez intelektualny beton i pozwala szaleńcowi żyć w swym szaleństwie, co niestety doprowadza do kuriozalnych sytuacji (np. jak podczas sytuacji na Majdanie wywiesił flagę Ukrainy w swojej toalecie jako firankę).
Pan Parson początkowo wpatrzony był w Łęckich jak w obrazek. Dlaczego? Bo "dochtory" (nieważne że Łęcki nie ma nic wspólnego z medycyną, on dla niego jest doktorem takim samym jak ten z przychodni i tyle). Bo "śfiatowi". Bo "zagranico w Europie i Afryce byli, a on tylko w Czechosłowacji (o rozpadzie państwa na dwa narody nie wytłumaczysz, on mówi nadal Czechosłowacja, mimo że był tam w okolicach roku 2000)".
Parsona od Łęckich dzieli nasza działka. Jak tylko widział Łęckiego, a sam był w oknie lub na dworze, bombardował okolicę swoim rubasznym głosem:
- DZIŃDOBRY SOMSIEDZIE!
O ile Łęcki nauczył się przenikać do swojego domu jak duch skrzyżowany z ninja, o tyle Łęcka mruczała pod nosem "no zaś mordę drze gnojek je*any...".
Pewna sytuacja wszystko zmieniła. Pan Łęcki miał do pomalowania ścianę. A jako że Łęccy wyznają złotą zasadę "praca jest dla plebsu", zatrudnił Parsona do tej roboty.
Parson, spojrzał na Łęckiego z takim wzrokiem, jakim taternik patrzy na Mount Everest i jak strzała pobiegł po strój roboczy.
Następnego dnia rano, słychać było mruczenie Parsona. Kiedy ojciec przechodził do garażu, zapytał o co chodzi. Parson przerywając co chwilę "złodziej jeden okradł mnie z pracy" opowiedział, że Łęcki wprawdzie zlecił mu pomalowanie ściany, potem wyjeżdżając, ale kiedy ten poszedł po zapłatę, Łęcka zaczęła się drzeć "MASZ PAN JAKĄŚ UMOWĘ PODPISANĄ? NIE? TO WYPAD WIEŚNIAKU Z NASZEGO TERENU".
Łęcki po powrocie przeprosił za żonę i wręczył mu... 5zł.
Nie ma jak to zrazić do siebie nawet kompletnego... Parsona.
*imię bohatera literackiego odpowiada doskonale charakterom osób przedstawionych, pozwala nieznającemu osoby wczuć się w relacje z tym człowiekiem, oraz jego podejściem do spraw.
kochani sąsiedzi
Ocena:
309
(515)
Komentarze