Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#64105

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia świeżutka jak bułeczka.

Organizacja wesela: rzecz niełatwa i dla cierpliwych, ale jak większości dziewczyn marzy mi się ta sukienka, kościół i rodzinny spęd (wbrew pozorom zawsze miło je wspominam!)

Z kilku sal wybraliśmy jedną, ze względu na lokalizację i miejsca noclegowe. Kontakt telefoniczny: właścicielka potwierdza, termin jest, wszystko cacy, zapraszamy.

Rodzice pojechali, obejrzeli, chcą. Właścicielka zmienia zdanie: w lecie na taką ilość osób jej się nie opłaca. Jednak nie, sorry.

Na następny dzień dzwoni: no jednak może być, ale jak podniesiemy liczbę gości.

Przemyśleliśmy dość szybko: miejsce ok, wszytko jak chcemy, najwyżej zaprosimy dalszą rodzinę. Niech będzie. Właścicielka zaprasza na następny dzień na podpisanie umowy.

Rodzice koperta w dłoń, jadą na miejsce, ale właścicielka jednak zmienia zdanie. Bo kalkulowała, no i nie opłaca się. Dopytujemy czy pewna, bo umowa przygotowana, długopis w dłoni, koperta na stole, wesele dwudniowe, skoro to nie odpowiada, to czego jeszcze żąda?

No nie da rady. Ona na brak gości nie narzeka, a nuż trafi jej się większe wesele. Ale proponuje nam piątek, tylko trzeba by szybciutko uciekać w sobotę, bo ona zapisze kogoś następnego. Albo zadzwoni za kilka miesięcy, jak nikt jej się nie trafi, to nas zapisze.

Podziękowaliśmy, powiedzieliśmy, że szkoda, bo wszyscy goście chcą zostać, połowa zza granicy, więc wynajmują na ponad tydzień. Ale skoro w dworze taki ruch, to nie będziemy przeszkadzać.

Właścicielce mina zrzedła, ale nie odezwała się ani słowem, więc rodzice zabrali manatki i wyszli.

Dziś telefon: właścicielka przemyślała. Lipiec chciałaby sobie zatrzymać, ale co powiemy na grudzień?

Nic nie powiedzieliśmy.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 708 (764)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…