Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#64877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność bywa jak oczyszczenie. Każdy czasem ma prawo pokazać rogi. Czasem nie ma wyjścia.

W naszym Wesołym Warsztacie pracował Andrzej. Postać nietuzinkowa. Andrzej jest wielkoludem. Spokojnie mógłby startować w zawodach strongmanów. Jest miłym, dobrodusznym człowiekiem, nie przeklina. Nie lubi naprawiać silników i innych drobnych rzeczy, bo ma wielkie ręce i ciężko mu nimi operować w zakamarkach nowoczesnych mechanizmów. Andrzeja specjalnością są zawieszenia. Wszędzie tam, gdzie potrzeba siły - nie ma sobie równych. Siły i precyzji. Andrzej obsługuje komputerową aparaturę do geometrii nawet przez sen. Nastawy geometrii i punkty pomiarowe dla większości popularnych samochodów zna na pamięć.

Czasem zdarzają się oporne śruby i gwinty. Pochłaniacze czasu. A na warsztacie liczy się też czas. Zazwyczaj, jeśli coś nie daje się odkręcić, urywamy, tniemy palnikiem, ucinamy. W zamian dajemy nowe. Nie ma sensu tracić godziny na odkręcenie końcówki drążka, kiedy nowa leży w pudełku obok i czeka na założenie. Uporczywe reanimowanie starych elementów nie zawsze ma sens, ze starości stają się kruche, często serwisówki mają zaznaczone, że elementy montażowe są jednorazowego użytku. Auto wyjeżdża z warsztatu z nowymi, błyszczącymi, my oszczędzamy czas i siły. Everybody wins, jak mawiał Walter White.
Wszystko pięknie, dopóki klient nie widzi, jak krzywdzimy jego "maleństwo".

Niestety, pewnego razu trafił nam się Pan Emeryt. Z niemieckim autem, chyba z powodzi.
Pod spodem było rudo. Rdza atakowała wszystkie elementy zawieszenia. A na remont zawieszenia auto do nas trafiło.
Już po pierwszych próbach stało się jasne, że nic się nie da odkręcić "po dobroci".
A Pan Emeryt nie zostawił nam auta. Był w pobliżu, krążył po warsztacie, wydając gdaczące odgłosy kwoki, baczącej swego pisklęcia, patrzył nam na ręce.
Gdy Andrzej spróbował użyć młotka, by zachęcić śruby do odkręcenia - Pan Emeryt podniósł wrzask. Że to nie traktor, że tak nie można... Już wiedziałem, że nie będzie lekko.

Gdy zobaczył, że zbliżamy się z palnikiem, zaczął się zachowywać, jakbyśmy chcieli oskalpować jego wnuczkę.
Pomimo moich, Andrzeja i w końcu Szefa perswazji - nie chciał się ugiąć. To nic, że wszystkie śruby i inne elementy, które chcieliśmy zbezcześcić, nowe, leżały już na wózku obok auta. Żadnej siły, delikatnie.
Nie po to Niemiec przez dziesięć lat garażował (w jeziorze?) to kombi, żeby teraz krzywdzić je brutalną siłą.

Tak oto spędziliśmy cały dzień czyszcząc, napuszczając modyfikatorami korozji i innymi tajnymi substancjami oraz próbując odkręcać delikatnie, totalnie skorodowane i zapieczone na amen elementy, które i tak były do wyrzucenia. Bez skutku.

Minęło dużo czasu. Pan Emeryt nie opuścił swego stanowiska ani na chwilę. Andrzej zaczynał przeklinać. A robi to tylko wtedy, gdy jest już źle. Zacząłem się obawiać, że Pan Emeryt zaraz zginie, uduszony wielkimi łapami Andrzeja.

Uratowała nas żona. Pana Emeryta ma się rozumieć. Kazała mu przyjść do domu, na chwilę, bezwzględnie i już.
Zabraniając nam dotykać auta, zanim wróci, poszedł.
Jaką scenę zastał gdy wrócił po piętnastu minutach?
Auto było na podnośniku.
Na podłodze pod nim leżały, dymiąc się jeszcze, liczne, poucinane palnikiem, wręcz rozdrobnione, fragmenty elementów zawieszenia.
Pośród pobojowiska, w szerokim rozkroku, z palącym się palnikiem i niewyobrażalnym uśmiechem stał Andrzej. Jak Jack Nicholson z siekierą w Lśnieniu.
Żaden kot jak internet długi i szeroki nie jest w stanie zainscenizować miny szoku i przerażenia Pana Emeryta, po ujrzeniu tej sceny.

Nie znam horroru, w którym dało by się słyszeć tak przerażający śmiech seryjnego mordercy, jakim wybuchnął Andrzej.
Na pytanie Szefa, czy ma zawał i czy dzwonić po pogotowie, Pan Emeryt wyszedł.
Wymieniliśmy co trzeba, ustawiliśmy geometrię. Wszystko jak nowe, w sumie większość faktycznie nowe.
Pan Emeryt odebrał auto następnego dnia, zapowiadając, że poda nas do sądu. Ale więcej o nim nie słyszeliśmy.

To nie był łatwy dzień, ale scena z palnikiem wynagrodziła mi wszystkie trudy i cierpienia. W końcu jak piekielnie, to z ogniem.

warsztat samochody motoryzacja klient

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 957 (1011)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…