Z innej strony o zatrudnianiu osób niepełnosprawnych i tolerancji.
Wieeeeele lat temu zaczęłam pracę w sieci restauracji Pizza Hut jako kelnerka.
W tamtym czasie w restauracji zatrudniony był m.in. chłopak z zespołem Downa, nazwijmy go powiedzmy Łukasz.
Oczywiście możecie mnie "hejtować", ale napiszę to: Łukasz był nie do zniesienia i nikt nie chciał z nim pracować. Unikałam go jak ognia, nie tylko ja z resztą.
Po pierwsze Łukasz nie słuchał poleceń i nie stosował się do zasad, które obowiązywały wszystkich. Między innymi to, że kucharze ani kierowcy na salę i bar nie wchodzą. Łukasz stał za barem i nie chciał się z niego ruszyć, krzyczał śliniąc się przy tym okropnie, także uniemożliwiając rozmowy z klientami. Dostawał po prostu szału, jeśli cokolwiek mu się zabroniło. Bo on tu chce stać i my go specjalnie odpychamy. I ryk.
Zasada, że pracownicy mają codzienny posiłek jest znana, przez pierwszy miesiąc pracy można sobie wybrać cokolwiek z menu na spróbowanie, a potem to już wszyscy tylko mała pizza lub pieczywko czosnkowe + napój. Łukasz codziennie dostawał szału, że on też chce coś innego (rotacja spora, zawsze znalazł się ktoś nowy jedzący makaron np.) i on nie chce już tej pizzy. Tłumaczenia na nic, płacz na całe zaplecze, bo on jest chory i biedny, i my go specjalnie nie lubimy, bo on jest chory. Taaa...
Kiedy dobiegał koniec jego zmiany i kierownik mówił Łukaszowi, że może już iść do domu - to samo. On nie chce, my go specjalnie wyrzucamy, bo go nie chcemy itd.
Swojej opiekunce Łukasz chwalił się, że praca jest super i wszyscy go lubią -.-' Kierownictwo co mogło zrobić? Mieli go dosyć tak samo jak kelnerzy i kucharze. Zatrudniając osobę niepełnosprawną firma dostawała kasę :/
Dla porównania w innej restauracji Hut, do której przeszłam, dwie osoby niepełnosprawne były do rany przyłóż, nigdy nie narzekały i praca z nimi to była sama przyjemność. A przy pełnej sali - ich pomoc nieoceniona.
Wieeeeele lat temu zaczęłam pracę w sieci restauracji Pizza Hut jako kelnerka.
W tamtym czasie w restauracji zatrudniony był m.in. chłopak z zespołem Downa, nazwijmy go powiedzmy Łukasz.
Oczywiście możecie mnie "hejtować", ale napiszę to: Łukasz był nie do zniesienia i nikt nie chciał z nim pracować. Unikałam go jak ognia, nie tylko ja z resztą.
Po pierwsze Łukasz nie słuchał poleceń i nie stosował się do zasad, które obowiązywały wszystkich. Między innymi to, że kucharze ani kierowcy na salę i bar nie wchodzą. Łukasz stał za barem i nie chciał się z niego ruszyć, krzyczał śliniąc się przy tym okropnie, także uniemożliwiając rozmowy z klientami. Dostawał po prostu szału, jeśli cokolwiek mu się zabroniło. Bo on tu chce stać i my go specjalnie odpychamy. I ryk.
Zasada, że pracownicy mają codzienny posiłek jest znana, przez pierwszy miesiąc pracy można sobie wybrać cokolwiek z menu na spróbowanie, a potem to już wszyscy tylko mała pizza lub pieczywko czosnkowe + napój. Łukasz codziennie dostawał szału, że on też chce coś innego (rotacja spora, zawsze znalazł się ktoś nowy jedzący makaron np.) i on nie chce już tej pizzy. Tłumaczenia na nic, płacz na całe zaplecze, bo on jest chory i biedny, i my go specjalnie nie lubimy, bo on jest chory. Taaa...
Kiedy dobiegał koniec jego zmiany i kierownik mówił Łukaszowi, że może już iść do domu - to samo. On nie chce, my go specjalnie wyrzucamy, bo go nie chcemy itd.
Swojej opiekunce Łukasz chwalił się, że praca jest super i wszyscy go lubią -.-' Kierownictwo co mogło zrobić? Mieli go dosyć tak samo jak kelnerzy i kucharze. Zatrudniając osobę niepełnosprawną firma dostawała kasę :/
Dla porównania w innej restauracji Hut, do której przeszłam, dwie osoby niepełnosprawne były do rany przyłóż, nigdy nie narzekały i praca z nimi to była sama przyjemność. A przy pełnej sali - ich pomoc nieoceniona.
gastronomia
Ocena:
543
(657)
Komentarze