Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66304

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na co dzień nieskromnie myślę, że widziałem już każdy rodzaj debilizmu, braku wyobraźni, czy czegoś co po prostu jest tak abstrakcyjne, że nie mogę nawet temu znaleźć miejsca. Świeżak z ostatniej kategorii.

Przedwczoraj skończyliśmy instalację nowoczesnej (w porównaniu do poprzedniej z lat 90) instalacji P-poż (zraszacze, czujniki dymu/ognia, przyciski pożar, okablowanie i centralki kontrolne) w magazynie oraz punkcie przeładunkowym "SuperSzmatex9000" z odzieżą głównie używaną, ale też miały tam stanowiska inne firmy ze swoim towarem - ortaliony, kurtki przeciwdeszczowe, odzież sportowa, adidasy etc.

Czujniki temp/dymu z racji wysokości hali oraz tego, że miejscami liczba poziomów się waha, zostały umieszczone na wspornikach dachowych, sufitach poziomów, oraz na wysokości 4m na "regałach", na których stoją palety z zapakowanym towarem.

Jesteśmy debeściaki, po napełnieniu instalacji wodą nigdzie nawet najmniejszego przecieku, oddajemy do podpisu uprawnionym organom oraz właścicielowi i ja zaczynam weekend, reszta ferajny jedzie do Warszawy zakładać czujniki w nowo budowanym bloku mieszkaniowym - więc robota na tygodnie.

Śpię sobie snem sprawiedliwego, ale wybudza mnie marsz imperialny, szef dzwoni.

- Jest [długa cenzura], instalacja w XXXXXXX wystrzeliła w nocy, straty będą na pierdyliard pesos. Byłeś tam, to pomożesz mi to obejrzeć. Będę za 15 minut.

Co jak co, ale trochę mi się w kroku skurczyło na taką wiadomość, a że mam wyglądać w miarę wystawnie, to golę irokeza na zero i czekam na szefa, wskakując w wyjściowy kombinezon z logami firmy (na kontrolę etc musimy mieć wyjściowy kombinezon, polityka firmy - zwykle pracujemy w nocy, lub klienci nas nie widza wiec popylamy w roboczym).

Zbieram rykoszetem wkurzenie szefa przez półtorej godziny jazdy, na miejscu zbieramy mięso od kierownika obiektu na wejściu i obietnice pozwu na pierdyliard pesos. Ludzie ratujący swój przemoczony towar mordują nas wzrokiem i wyzwiskami pod nosem.

Bierzemy laptopa i idziemy do centralki. Mając kombinezon z logiem i nazwą firmy, czuję się gorzej niż Brytyjscy piloci podczas 1 wojny światowej jak godłem okazała się "tarcza strzelnicza". Szef ściąga loga i obserwujemy co się działo w systemie - pingi między czujnikami w porządku, żadnych metek "Awaria" = pytamy się kiedy odpalił alarm, przewijamy do odpowiedniego miejsca i widzimy.

Czujnik temperatury 4 = 21:37:23 - Alarm PPOŻ.
Czujnik dymu 4 = 21:37:25 - Alarm PPOŻ.

Czyli w sektorze z towarem na bank nie było awarii (gdyby było zwarcie, to nie byłoby podwójnego uruchomienia różnych czujników w różnym czasie).

Informujemy właściciela obiektu oraz kogoś z inspekcji kto się właśnie pojawił, że idziemy zobaczyć czujnik. Oczywiście nikt nam nie wierzy i wciąż słuchamy jak nas smarują, nie przejmując się, że idziemy 1 metr przed nimi. W międzyczasie magicznie pojawiać się zaczynają rzeczoznawcy od oceny szkód. Zaczynam się pocić mniej od szefa.

Drabiny nie ma w punkcie gdzie powinna być (na wysokość 4m drabiny są nieco długie, plus do niesienia takiej powinny być 2 osoby, BHP) Znajdujemy ją w 2 części hali, nikt nie pomaga mi jej nieść, szef w garniturze za 6kafli i z laptopem pod pachą. Na prośbę o pomoc kogoś z grupy wzajemnej adoracji, zostaję zlany, szef tylko spogląda na mnie przepraszająco.

Wspinam się po czujnik 4, zdejmuję go i oglądamy go już w biurze ochrony, gdzie szef rozmontowuje go na części.

W kratkach widać sadze, ktoś nieumiejętnie go też przetarł, widać też stopioną delikatną siateczkę z plastiku.

Robimy kolejne zdjęcia czujnika. Pokazujemy to na dowód, że nasza instalacja nie dostała jobla i nie wystrzeliła sama z siebie.

Właściciel obiektu mówi, ze chce zobaczyć monitoring w takim razie.

Nagrań magicznie brak tylko z 2 kamer. A raczej, "błąd odczytu", właściciel rycząc jak bizon wzywa Merlina z IT, który mówi, że da się odczytać, bo są kopie jeszcze na drugim serwerze, ale z racji tego że nie ma prądu w obiekcie głównym, to musi iść podłączyć dysk do swojego laptopa. Wraca z dyskiem po 5 minutach. Po chwili w pokoju nieźle wrze, lata takie mięso, że rude portowe pracownice by zbladły. Szef idzie zapalić z nerwów, jak wyjdą to dostanę pierwszy, pięknie...

Godzinę, którą wypełniały telefony, oraz zamieszanie - generalnie okazuje się, że (już ex) współwłaściciel obiektu... (nagroda Darwina dla niego), wieczorem po odbiorze chciał sprawdzić czy nasza instalacja działa, bo nic nie mrugało i nie świeciło... Wyszedł więc z genialną inicjatywą... No, przystawił do czujnika zapalniczkę benzynową.

Bijąc tym nowy rekord głupoty, z którą się prywatnie spotkałem.

Przeprosin żadnych oczywiście.

firmy

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 883 (937)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…