Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66727

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dzisiaj będzie o jedzeniu. A raczej o niejedzeniu.

Jako, że w ostatnim czasie przyszło mi udzielać się na grupach internetowych związanych z obroną zwierząt, miałam okazję korespondować z osobami ściśle przestrzegającymi diety wegetariańskiej lub wegańskiej. Szanuję drogę, jaką te osoby obrały i choć sama nie wyrzekam się spożywania mięsa, rozumiem ich wybór.
Jednak przypomniała mi się historia z czasów liceum, przez którą na wegetarian patrzę nieco z przymrużeniem oka.

Miałam w klasie koleżankę, powiedzmy Anię. Ania mięsa nie jadła, bo nie chciała brać udziału w machinie napędzającej masowe zabijanie zwierząt, pochylała się nad każdym rozdeptanym ślimakiem, nigdy nie zrywała kwiatków, bo to przecież też życie itp. Jak na szesnastolatkę była bardzo wytrwała w swoich postanowieniach, lecz z czasem (w okolicach trzeciej klasy liceum) jej zainteresowania zaczęły przeradzać się w fanatyzm:

1. Ania zaczęła odmawiać kupowania zeszytów, w związku z czym nie robiła na lekcjach notatek, nie odrabiała prac domowych itp. Ponieważ papier jest wykonany ze ściętych drzew, a ona nie będzie sponsorować mordowania natury. Rodzice Ani często byli wzywani do szkoły, bo nauczyciele skarżyli się na nieprzygotowaną uczennicę, która konsekwentnie odmawia nawet napisania sprawdzianu na podanej przez wykładowcę wydrukowanej kartce papieru. Jednak efektów ani poprawy nie było wcale, Ania zawalała każdą kartkówkę, bo oddawała czyste kartki.

2. Ania na początku liceum bardzo mnie polubiła. Głównie za to, że kiedyś przy jakiejś rozmowie powiedziałam, że nie jem większości gatunków mięsa. Było to zgodne z prawdą, do tej pory lubię tylko mięso kurczaka, inne po prostu mi nie smakuje. Dziewczyna bardzo się starała, żebym zrezygnowała również z tego produktu, indoktrynowała mnie opowieściami o nieszczęśliwych kurkach, aż dobitnie powiedziałam jej, że:

a) lubię kurczaka i nie mam zamiaru go nie jeść,
b) to, że nie jem innego mięsa nie wywodzi się z ideologii, tylko z prostego faktu, że mi nie smakuje,
c) moja mama na pewno nie pozwoliłaby mi odstawić wszystkiego, co ma pochodzenie zwierzęce, bo odkąd pamiętam, potrafiłam złamać rękę przy byle upadku z huśtawki, a krupnik na kurzych nóżkach to zmora mojego dzieciństwa.

Tak więc Ania zaczęła się na mnie odgrywać za nieczułe serce. Jednym z jej psikusów było wlanie do mojego plecaka czerwonej farby, która zapewne miała imitować zwierzęcą krew (?!).

3. Ania bardzo lubiła indoktrynować również innych kolegów z klasy. Potrafiła wręcz wybiec z sali z przeraźliwym piskiem i płaczem, bo ktoś ośmielił się wyciągnąć przy niej kanapkę z szynką. Jeśli nie miała akurat ochoty na histerię, robiła coś odwrotnego – przysiadała się do takiej osoby i ze szczegółami opowiadała o cierpieniach, jakich musiało zaznać stworzenie, zanim zostało przerobione na plasterek szynki. Czasem przez te jej opowieści ludzie mieli odruch wymiotny, więc posłusznie chowali kanapki, zanim Ania zaczęła się nakręcać.

4. Oczywiście do szkoły Ania przyjeżdżała rowerem. Płacenie za bilet w autobusie było dla niej dokładaniem pieniędzy do zatruwania środowiska, a kurs prawa jazdy był równoznaczny z licencją na uśmiercanie przyrody. Raz próbowała przebić opony w samochodzie kolegi, jednak zanim tego dokonała przyuważył ją woźny i zaprowadził do dyrektorki. Standardowo wezwano rodziców, ale nie przyniosło to efektów.

5. Ciuchy i akcesoria ze skóry rzecz jasna nie wchodziły w grę, dlatego rezolutna Ania pewnego dnia przecięła scyzorykiem klapę nowej, skóropodobnej torebki innej dziewczyny. Znów akcja z rodzicami, tym razem również bez nawrócenia, ale pieniądze za torebkę podobno oddali.

Pewnie zapytacie, czemu nikt się nie postawił jednej dziewczynie wątłej postury i po co 20 osób pozwoliło się terroryzować? Otóż to nie było takie proste. Ania była pod stałą opieką szkolnego pedagoga, u którego żaliła się na okrucieństwo świata, a każde docinki w jej stronę spotykały się z pogadanką u tegoż pedagoga, że Ania jest wrażliwa, nie robi nikomu krzywdy i powinniśmy zaakceptować jej odmienność, bo jesteśmy stadem nietolerancyjnego bydła. Ponadto, poza szkołą również Ania uczęszczała na jakąś terapię psychologiczną, więc wychowawczyni katowała klasę kazaniami, że niby rodzice Ani płacą za terapię córki, a my jako klasa jesteśmy zobowiązani do pomagania jej, ponieważ Ania ma słabą psychikę i wszystkie nasze komentarze wypłakuje u swojej terapeutki.

Dlatego, o ile potrafię uszanować chęć niesienia pomocy środowisku (i popieram!), o tyle nie potrafię w dniu dzisiejszym zaakceptować tzw. eko-świrów, a wszelkie próby nawracania mnie na weganizm (co zdarza się również na grupach internetowych) olewam i nawet nie wdaję się w dyskusję. A każdy wegetarianin do końca życia chyba będzie mi się kojarzył z nawiedzoną dziewczyną z tłustymi włosami (Ania nie używała szamponów, ponieważ podobno WSZYSTKIE są testowane na zwierzętach ;))

szkoła

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 367 (471)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…