Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67039

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiem, że wpisy o moim piekielnym xero/ksero/drukarni (jak kto woli, zdania są ostro podzielone) pojawiają się trochę za często, ale tym razem sytuacja dosłownie zwaliła mnie z nóg.

Przyszła do nas klientka i akurat trafiło, że obsługiwałam ją ja. Pani koło pięćdziesiątki, wydawała się całkiem miła. Podała mi płytę, na której nagranych było około 20 ciemnych zdjęć i wydruki z worda. Niby nic trudnego, jednak do ciemnych wydruków mam przykazane używać jednej maszyny, która się w tym specjalizuje – inne zwyczajnie zacinają takie kartki i łatwo się wtedy psują. Okazało się, że ta konkretna maszyna nie była włączona, więc odczekałam pięć minut, zanim się nagrzeje. Dołożyłam trochę papieru, postukałam w wyświetlacz i po tych kilku minutach w końcu ustrojstwo zaczęło wypluwać kartki Beztroskę przerwał mi krzyk kobiety, która przed chwilą była taka spokojna i uśmiechnięta. Udało mi się usłyszeć tylko strzępki tego, co mówiła do kierownika, który stał na linii ognia:

„Co to się wyrabia z moim wydrukiem?!” – tutaj myślałam, że chodzi o to, że kobieta się spieszy i nie dosłyszała mojego „to może chwilę potrwać, zdjęcia zazwyczaj zajmują trochę więcej czasu”. Ale się pomyliłam.
„To wszystko jest teraz przez was teraz pobierane! Wy pozyskujecie moje prywatne pliki!” – tutaj moje rozumowanie przestało się kleić, szczególnie że z tamtej maszyny mogę co najwyżej wydruk anulować.
„Co zostanie raz w sieci, to już się nie wyjmie! Profesjonaliści... Oj ja już wiem w czym!” – nadal nie wiem, w czym. Ani czemu ktoś przynosi do takiego miejsca arcy poufną płytę i ani słowa nie wspomina o tym, by po wydruku wykasować cokolwiek z pamięci komputera.
„A gdzie pan dzwoni?! To już człowiek nie może wydrukować nic, bo zaraz, że podejrzane?!” – akurat kierownik wykonywał służbowy telefon do innego punktu w sprawie zupełnie z tą kobietą niezwiązaną.

Z całego monologu wynikło, że ktoś z nas (najpewniej ja lub kierownik, który miał pecha właśnie wtedy podnieść słuchawkę telefonu) jest podstawiony przez kogoś, by podebrać pliki. Bo przecież innym ludziom drukowało się szybciej, a jej zdjęcia dziwnym trafem kilka minut.

Kiedy podeszłam z wydrukiem, Pani zaczęła się wydzierać też na mnie, że przez tyle czasu pewnie to skanowałam i oddawałam „ona już wie komu”. Próbowałam na spokojnie i dosadnie wyjaśnić, że maszyna do zdjęć potrzebuje kilku minut na nagrzanie i naprawdę wszyscy w tej firmie mają w głębokim poważaniu, czy klient sobie drukuje anonse o poszukiwaniu jędrnego kochanka, czy może plan podboju świata. Nie dotarło, kobieta pozostała wierna swojej wizji. Koniec końców, zapłaciła za wydruk, który maszyna zdążyła wypluć i oświadczyła, że więcej już nic od nas nigdy nie będzie chciała. Chwała Bogu!

A ja od tej pory wiem, że tak naprawdę jestem tajnym agentem wrogich sił. Za dziewięć złotych za godzinę.

xero

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 446 (500)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…