W tamtym tygodniu zmarł mój sąsiad. Miły, sympatyczny staruszek, który mieszkał w naszej kamienicy odkąd pamiętam. Serce. Pewnie przez te upały, które w tamtym czasie nawiedzały nasze miasto. Wraz z nim mieszkał jego brat - robił zakupy, gotował, opiekował się nim przez góra 15 lat.
Jako, że sąsiad zmarł w nagle, w mieszkaniu, pojawiła się policja i prokuratura. Brat nieboszczka został poproszony o udanie się z funkcjonariuszami na komisariat, celem spisania zeznań. I w tym właśnie czasie pojawiła się Ona - Piekielna Wnuczka.
Panowie z pogrzebowego ledwie zdążyli zabrać ciało, a Ona wezwała już ślusarza, zmieniła zamki w drzwiach i się zmyła! Nikt w kamienicy nie bardzo wiedział co się dzieje. Gdy brat zmarłego wrócił z komisariatu nie mógł dostać się do mieszkania. Do mieszkania, które przez ponad dekadę było jego domem i w którym miał cały swój dobytek - ubrania, rzeczy osobiste, jedzenie. Został tak jak stał - bez dachu nad głową, w ciuchach, które miał na sobie. Szczęście w tragedii, że sąsiad miał niewielką działkę, na której postawiona była zbita z blach chata. Była w niej kanapa, stolik i kilka mebli. Ale przecież coś takiego nie mogło zastąpić domu! Tym bardziej,że szopa nie była wyposażona w sprzęt sanitarny.
Pozostawiony na bruku mężczyzna był w o tyle bardziej tragicznej sytuacji, że choć żył tu od dawna, nie był w mieszkaniu zameldowany. Nie mógł więc w żaden sposób pozwać Piekielną do sądu. A z wnuczką nikt kontaktu nie było. Do tej pory zjawiała się tylko raz na tydzień, przywożąc do dziadka jedzenie i pieniądze.
Piekielna pojawiła się dopiero po pogrzebie, który odbył się w czasie ekspresowym, zapakowała rzeczy wuja w torby i wyniosła pod płot, po czym ponownie zniknęła. Kilka dni później do mieszkania po zmarłym sąsiedzie wprowadzili się jacyś ludzie. Wszyscy sąsiedzi do tej pory są w ciężkim szoku, bo ta sytuacja jest po prostu nienormalna. Pozostawienie na bruku człowieka (i do tego jeszcze członka rodziny), bez środków i dachu na głową to jedna sprawa, a znalezienie w przeciągu pięciu dni od śmierci dziadka, kupca na mieszkanie to kolejna kwestia.
Jak musi czuć się człowiek, który żył tu od wielu lat i w przeciągu pół godziny został bez domu, który musiał patrzeć jak cały jego dobytek zostaje wywalony, a wszystkie meble z mieszkania rozrąbane i wyrzucone na śmietnik? Tego nie da się opisać. To jest po prostu chore. A co do szybkiego znalezienia kupca. Podejrzewam - i zresztą nie tylko ja- że Piekielna dużo prędzej miała z kimś zawartą umowę, że w razie śmierci dziadka sprzeda im mieszkanie.
Mija drugi tydzień. Wuj Piekielnej wciąż mieszka w szopie (smutne i zadziwiające jest to, że odrzuca naszą pomoc,) a w mieszkaniu remont trwa w najlepsze. Myślałam, że widziałam w życiu już sporo, ale sytuacja jaka teraz ma miejsce, przechodzi moje wszelkie pojęcie. Jak to się skończy? Nie wiem. Ale na pewno nie będzie szczęśliwego zakończenia.
Jako, że sąsiad zmarł w nagle, w mieszkaniu, pojawiła się policja i prokuratura. Brat nieboszczka został poproszony o udanie się z funkcjonariuszami na komisariat, celem spisania zeznań. I w tym właśnie czasie pojawiła się Ona - Piekielna Wnuczka.
Panowie z pogrzebowego ledwie zdążyli zabrać ciało, a Ona wezwała już ślusarza, zmieniła zamki w drzwiach i się zmyła! Nikt w kamienicy nie bardzo wiedział co się dzieje. Gdy brat zmarłego wrócił z komisariatu nie mógł dostać się do mieszkania. Do mieszkania, które przez ponad dekadę było jego domem i w którym miał cały swój dobytek - ubrania, rzeczy osobiste, jedzenie. Został tak jak stał - bez dachu nad głową, w ciuchach, które miał na sobie. Szczęście w tragedii, że sąsiad miał niewielką działkę, na której postawiona była zbita z blach chata. Była w niej kanapa, stolik i kilka mebli. Ale przecież coś takiego nie mogło zastąpić domu! Tym bardziej,że szopa nie była wyposażona w sprzęt sanitarny.
Pozostawiony na bruku mężczyzna był w o tyle bardziej tragicznej sytuacji, że choć żył tu od dawna, nie był w mieszkaniu zameldowany. Nie mógł więc w żaden sposób pozwać Piekielną do sądu. A z wnuczką nikt kontaktu nie było. Do tej pory zjawiała się tylko raz na tydzień, przywożąc do dziadka jedzenie i pieniądze.
Piekielna pojawiła się dopiero po pogrzebie, który odbył się w czasie ekspresowym, zapakowała rzeczy wuja w torby i wyniosła pod płot, po czym ponownie zniknęła. Kilka dni później do mieszkania po zmarłym sąsiedzie wprowadzili się jacyś ludzie. Wszyscy sąsiedzi do tej pory są w ciężkim szoku, bo ta sytuacja jest po prostu nienormalna. Pozostawienie na bruku człowieka (i do tego jeszcze członka rodziny), bez środków i dachu na głową to jedna sprawa, a znalezienie w przeciągu pięciu dni od śmierci dziadka, kupca na mieszkanie to kolejna kwestia.
Jak musi czuć się człowiek, który żył tu od wielu lat i w przeciągu pół godziny został bez domu, który musiał patrzeć jak cały jego dobytek zostaje wywalony, a wszystkie meble z mieszkania rozrąbane i wyrzucone na śmietnik? Tego nie da się opisać. To jest po prostu chore. A co do szybkiego znalezienia kupca. Podejrzewam - i zresztą nie tylko ja- że Piekielna dużo prędzej miała z kimś zawartą umowę, że w razie śmierci dziadka sprzeda im mieszkanie.
Mija drugi tydzień. Wuj Piekielnej wciąż mieszka w szopie (smutne i zadziwiające jest to, że odrzuca naszą pomoc,) a w mieszkaniu remont trwa w najlepsze. Myślałam, że widziałam w życiu już sporo, ale sytuacja jaka teraz ma miejsce, przechodzi moje wszelkie pojęcie. Jak to się skończy? Nie wiem. Ale na pewno nie będzie szczęśliwego zakończenia.
Ocena:
493
(623)
Komentarze