Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67438

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na wstępie zaznaczę, że od kilku lat zmagam się z problemami tarczycowymi, przez co pani endokrynolog poradziła wstrzymanie się z ciążą do czasu wyleczenia, ażeby nie szkodzić dziecku.
Po ostatniej wizycie, w końcu dostaliśmy z mężem zielone światło.

Niedługo później na teście ukazały się dwie upragnione kreseczki, więc czas odwiedzić ginekologa.
Dzwonię do przychodni, jest termin na dzień następny, więc pędzę zadowolona i wchodzę do gabinetu.

Powiem od razu, że nie oczekuję, że wszyscy będą się rozczulać nad moim błogosławionym stanem i achować i ochować na wszystko co mnie dotyczy, wolałabym być traktowana w miarę hmmm... normalnie.

Wracając do wizyty, pierwszym zdaniem jakie usłyszałam od pani doktor było: "Nie lubię prowadzić ciąży."
Myślę "ok, będę grzeczną pacjentką i nie będę utrudniać sprawy."
Cytologię miałam robioną prywatnie wcześniej, więc grzecznie pokazuję wyniki, aby zaoszczędzić pani doktor pracy (i jak się chwilę później okazało również kosztów).

Następnie zaczęły się narzekania, że ciężarne to takie złe pacjentki, że dużo badań trzeba robić i że biedna pani doktor za wszystko musi płacić(!?), że ona dostanie za moją wizytę 2zł, bo ja chcę jakieś skierowanie na badania, zamiast zrobić je sobie za własne pieniądze.
No i oczywiście, że kilka razy będę musiała przyjść prywatnie bo to nie jest tak, że można sobie tylko na Fundusz Zdrowia chodzić, bo pani doktor jest bardzo zapracowaną kobietą i nie ma czasu dla osób, na których tak mało zarabia. Dodam tylko, że zarówno jak wchodziłam jaki i wychodziłam z gabinetu nie było żywej duszy w poczekalni.

W czasie tej wizyty tak się nasłuchałam, że nie dziwię się, że pusto było.
Pani doktor była niemiła, arogancka, ale w końcu te skierowanie nieszczęsne dostałam.

Chyba ze mną jest coś nie tak, ale wydaje mi się, że skoro płacę wszystkie składki na ubezpieczenie, to te badania po prostu mi się należą, a po tej wizycie poczułam się jakbym chciała kogoś oszukać i naciągnąć, a biedna pani doktor zlitowała się nade mną i "zapłaciła" za mnie za te badania.

Nadmienię jeszcze, że podczas moich wizyt u endokrynologa nigdy nie spotkałam się z jakimkolwiek narzekaniem i zawsze wychodziłam z plikiem skierowań czy też z receptami, a więc chyba jednak się da.

Tak sobie myślę, że skoro pani doktor tak mało zarabia na każdej wizycie to może powinna wziąć kredyt i zmienić pracę (skoro i tak jej nie lubi).

słuzba_zdrowia

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 350 (430)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…