Jestem instruktorem nauki jazdy.
Niektórym kursantom nauka przychodzi łatwo, inni mają mniejsze, bądź większe problemy, a dziś opiszę Wam historię E. - której problemy zaczęły się już po kursie.
E. rozpoczęła naukę jazdy w WIELKIM mieście. Traf chciał, że, będąc już na ukończeniu kursu, przeniosła się do naszego miasta i trafiła do naszej szkoły.
Muszę tu pochwalić zarówno E. jak i jej byłego instruktora - oboje odwalili kawał naprawdę dobrej roboty. Dziewczyna jeździła naprawdę rewelacyjnie. Pewnie poruszała się po drodze, kiedy trzeba potrafiła przycisnąć gaz, a kiedy nie trzeba - delikatnie manewrowała w wąskich uliczkach. Miała niezbędne wyczucie i umiejętność doboru właściwej taktyki jazdy. Do tego jeździła naprawdę ostrożnie i uważnie - słowem marzenie. Dzięki temu nie miałem właściwie zbyt wiele roboty. Pojeździliśmy po mieście, pokazałem jej szczególnie lubiane przez instruktorów miejsca, dałem kilka wskazówek i z błogosławieństwem posłałem na egzamin.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy oblała. Za "wymuszenie pierwszeństwa".
Drugie podejście - to samo.
Trzecie - "wymuszenie przy zmianie pasa"
Wówczas jeszcze obowiązywało po trzech oblanych egzaminach dodatkowe szkolenie - 5 godzin jazdy. Na pierwszej z tych godzin już wiedziałem w czym rzecz.
Moja porada była krótka:
- Słuchaj E. na następnym egzaminie masz jeździć jak ostatnia c...a, sierota i lebiega. Udawaj, że nic nie potrafisz i będzie ok.
I rzeczywiście - okazało się, że, dla egzaminatorów, osoba jeżdżąca sprawnie, potrafiąca w dużym ruchu zmienić pas bez zwalniania, tamowania ruchu, umiejąca wyjechać z drogi podporządkowanej widząc lukę w sznurze pojazdów stwarza oczywiste zagrożenie na drodze. Za to sierota, jeżdżąca max 30 km/h, stojąca na każdym skrzyżowaniu aż w zasięgu wzroku nie będzie żadnego pojazdu zmieniająca pas wyłącznie po odczekaniu aż będzie pusto i ewentualnym zablokowaniu ruchu na jednym pasie to kierowca idealny...
Niektórym kursantom nauka przychodzi łatwo, inni mają mniejsze, bądź większe problemy, a dziś opiszę Wam historię E. - której problemy zaczęły się już po kursie.
E. rozpoczęła naukę jazdy w WIELKIM mieście. Traf chciał, że, będąc już na ukończeniu kursu, przeniosła się do naszego miasta i trafiła do naszej szkoły.
Muszę tu pochwalić zarówno E. jak i jej byłego instruktora - oboje odwalili kawał naprawdę dobrej roboty. Dziewczyna jeździła naprawdę rewelacyjnie. Pewnie poruszała się po drodze, kiedy trzeba potrafiła przycisnąć gaz, a kiedy nie trzeba - delikatnie manewrowała w wąskich uliczkach. Miała niezbędne wyczucie i umiejętność doboru właściwej taktyki jazdy. Do tego jeździła naprawdę ostrożnie i uważnie - słowem marzenie. Dzięki temu nie miałem właściwie zbyt wiele roboty. Pojeździliśmy po mieście, pokazałem jej szczególnie lubiane przez instruktorów miejsca, dałem kilka wskazówek i z błogosławieństwem posłałem na egzamin.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy oblała. Za "wymuszenie pierwszeństwa".
Drugie podejście - to samo.
Trzecie - "wymuszenie przy zmianie pasa"
Wówczas jeszcze obowiązywało po trzech oblanych egzaminach dodatkowe szkolenie - 5 godzin jazdy. Na pierwszej z tych godzin już wiedziałem w czym rzecz.
Moja porada była krótka:
- Słuchaj E. na następnym egzaminie masz jeździć jak ostatnia c...a, sierota i lebiega. Udawaj, że nic nie potrafisz i będzie ok.
I rzeczywiście - okazało się, że, dla egzaminatorów, osoba jeżdżąca sprawnie, potrafiąca w dużym ruchu zmienić pas bez zwalniania, tamowania ruchu, umiejąca wyjechać z drogi podporządkowanej widząc lukę w sznurze pojazdów stwarza oczywiste zagrożenie na drodze. Za to sierota, jeżdżąca max 30 km/h, stojąca na każdym skrzyżowaniu aż w zasięgu wzroku nie będzie żadnego pojazdu zmieniająca pas wyłącznie po odczekaniu aż będzie pusto i ewentualnym zablokowaniu ruchu na jednym pasie to kierowca idealny...
Nauka jazdy
Ocena:
195
(207)
Komentarze