Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68555

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiem wam o takiej piekielności, która często mnie nawiedza. Na samą myśl włos mi się na głowie jeży.

Otóż mam dosyć nietypową sytuację wśród znajomych. Zaraz po ukończeniu lat osiemnastu priorytetem było dla mnie zrobienie prawa jazdy. Łatwe i tanie to nie było, ale jakoś się udało. Na domiar dobrego mama ofiarowała mi swój stary samochód. Jest więc lepiej niż najlepiej, jeżdżę gdzie chcę i kiedy chcę (o ile pozwala mi na to ilość benzyny i sam budżet).
Szybko temat został podłapany przez znajomych, którzy tego przywileju nie posiadają. Uprzedzam tutaj, że nie są oni wcale z biednych rodzin. Ot, twierdzą że lepiej wydać odkładane pieniądze na zagraniczne wycieczki lub nowe ubrania. Jak kto woli, ja osobiście zdecydowałam się myśleć o tych rzeczach popylając w moim akwarium (pieszczotliwa nazwa nadana przez znajomych siostry, odnosi się do wyglądu autka).

Zaczęło się niewinnie. A to byłam w mieście na spotkaniu i kolega mieszkający dwie ulice dalej pod koniec zapytał o podwózkę, więc czemu nie? Innym razem miałam podwieźć koleżankę na autobus wracając z uczelni, ale się zagadałyśmy, więc "w ramach praktyki" opróżniłam trochę bak aby nadrobić te dziesięć kilometrów i odstawić ją do domu. W zasadzie nic szczególnego, zwykłe akty uprzejmości na mój koszt.

Potem zaczęło być trochę gorzej. Głównie dlatego, że wyprowadziłam się od rodziców. Koszty życia wzrosły, ilość tankowanej benzyny zmalała. Przyjaciołom to nie odpowiadało.
"Co zrobi ci za różnicę odwieźć mnie do domu, skoro i tak wsiadasz do auta?", zbywające odpowiedzi nie dawały rezultatu. Tłumaczenie, że nie mam benzyny skutkowały napiętą atmosferą z której można było jednoznacznie wyczytać - "wymyśla ona, skąpa jedna". Najzwyczajniej się przyzwyczaili. Ciężko mi było to przełknąć. Nie zerwę przecież przyjaźni przez głupie zaczepki o samochód. Głupie w całej sytuacji było to, że oni nie rozumieli nawet prostych analogii (lub kwestii posiadania pojazdu).

Zaczęłam ich pokonywać taktyką historii. Zgodnie ze stanem rzeczywistym snułam opowieści o tym, jak koleżanka potrzebowała przewiezienia mebla i nie dość, że oddała mi pieniądze to jeszcze zaproponowała umycie autka. Rezultat był przeciwny do oczekiwanego. "A więc ona jest teraz także taksówką?".

Niedługo później dostałam telefon od przyjaciółki z zapytaniem czy nie przywiozłabym jej z kotem do weterynarza. Żal mi było zwierzątka, zaraz się zgodziłam. Pechowo dziewczyna mieszka pod miastem, a jej weterynarz jest prawie pod moim blokiem. Nie było mowy o żadnym "przy okazji", tłukłam się trasą trzy razy w obie strony. Rezultat? Zgadliście, żadnego "dziękuję" ani propozycji pieniędzy.
Po tygodniu na spotkaniu usłyszałam od niej ciche "No to chyba powinnam Ci postawić jakieś piwo, co nie?".

No nic. Nauczyłam się, moja wina. Powinnam sprawy benzyny mieć zawsze obgadane. Taką politykę zaczęłam prowadzić.
Przyjaciółka pozwoliła sobie na podejście drugie i zapytała o podwózkę na egzaminy trzy dni pod rząd (trasa mój dom- jej dom- uczelnia i powrót), sprawy benzyny były tutaj jednak jasne. Najpierw nie wiedziałam dokładnie jak to przeliczyć, ale po paru podejściach podałam jej kwotę. Nie obyło się bez kręcenia nosem, a nawet targowania się.

Jakiś czas później na facebooku uśmiałam się widząc posta od tej samej dziewczyny pod tytułem "Kto podwiezie mnie i kota do weterynarza? W zamian oferuję ciasto". Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła pytając "co jutro robisz?" (swoją drogą częsty trick zapędzenia w kozi róg, bo skoro jesteś wolna to ciężej odmówić) i pytanie "czy możesz zawieźć...". Niestety samochód dla tej Pani był zepsuty.
Dziś natomiast inny "przyjaciel" oznajmił, że musi jechać gdzieś niedaleko od domu i nie chce mu się chodzić, więc czy w związku z tym bym go tam nie zawiozła. Oczywiście o pieniądzach na benzynę nie wspomniał. Widać chciał jakoś złagodzić sytuację, powiedział bowiem że wyruszymy z mojego mieszkania. Dobrodziej.

Podsumuję to tak. Problemów z dalszymi znajomymi nie miałam nigdy, zawsze oferowali pieniądze za paliwo. Ci bliscy uważają natomiast, że za okazjonalne życzenia na urodziny i wychodzenia na piwo należy im się co jakiś czas nagroda w postaci mojego czasu i pieniędzy. Piszę to, bo może oświeci to kogoś z użytkowników. Samochód kosztuje, nawet bardzo dużo. Podwózka to nie jest ta sama przysługa co kupienie komuś batona w drodze na uczelnię. Dlatego jeśli jesteście młodzi i potrzebujecie pomocy w przedostaniu się od punktu A do punktu B, to zastanówcie się najpierw nad taksówką. Z chęcią podwoziłabym wszystkich, pal licho mój czas, jakoś sobie poradzę. Z pieniędzmi nie jestem już taka elastyczna. A może jestem sknerą?

samochód benzyna

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 459 (539)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…