Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69439

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jedna z ostatnich historii dotyczących policji, przypomniała mi o pewnym wydarzeniu. Uprzedzam, że nie będzie to może piekielność wybitnie (po)ważna, raczej z tych irytujących.

Rzecz działa się jakieś 5-6 lat temu, kiedy wracałam z kuzynką z wakacji. Jako że nieletnie byłyśmy obie, a reszta rodziny na wczasach zostawała dłużej, miałyśmy do dyspozycji PKS/PKP. Wszystko idealnie, mama podrzuca nas do oddalonej o jakieś 50 km miejscowości, żebyśmy się nie musiały przesiadać, autobus podjeżdża, mama odjeżdża, bilet u kierowcy kupiony, godzina odjazdu, jedziemy... A, nie jedziemy. Biegnie pan, ciągnąc za sobą chłopca w wieku - na oko - wczesnoszkolnym.

Autobus był już blisko wyjazdu z tej zatoczki (pętli? dworca? nie wiem, jak to się ładnie nazywa, w każdym razie zaraz miał wjechać na ulicę), ale [K]ierowca się zatrzymał. Grzeczny był bardzo, bo nawet pasażerów przeprosił za chwilę zwłoki i wytłumaczył, że ten kurs jest tylko dwa razy dziennie, szkoda, żeby dzieciak spędził pół dnia na dworcu w takim upale. Pasażerowie się zgodzili, że szkoda i tyle było rozmowy, bo do autobusu wpadł niczym tajfun [T]atuś z synkiem.

Dialogi z zachowanym sensem i informacjami, ale przytoczone nie słowo w słowo, bo jednak parę lat minęło.

K: Dzień...
T: Specjalnie pan to zrobił?! Widzi pan, że biegnę!
K: ...dobry.

Ta, dworzec całkiem spory, autobusów multum, kierowca powinien być jasnowidzem i wiedzieć, do którego zmierza szanowny tatko. Kierowca jednak, jak mówiłam, baaardzo grzeczny, więc i grzecznie tatusia przeprosił i wytłumaczył. Tatuś nawet szybko przyswoił informację i zażądał dwóch biletów do miasta-jakiegoś-tam, jednego zwykłego, a jednego ulgowego, na co kierowca poprosił o legitymację szkolną dziecka. I się zaczęło...

T: Nie mam legitymacji, na wakacjach byliśmy, przecież widać, że dziecko małe, do szkoły chodzi, w drugiej klasie jest!
K: Możliwe, ale bilety ulgowe sprzedaje się na podstawie ważnej legitymacji.
T: No to co ja mam niby zrobić?! Uczniem jest, uczniom się należy zniżka!
K: Nie, proszę pana, zniżka należy się osobom posiadającym ważną legitymację szkolną. Jeżeli pan jej nie ma przy sobie, musi pan kupić dziecku bilet normalny.
T: Nie będę kupował całego biletu, widać, że chodzi do szkoły, ma mi pan dać szkolny, łaski mi pan nie robi!

Podobna dyskusja trwała przez PRAWIE 20 MINUT, w ciągu których tatuś robił się coraz bardziej zbulwersowany, co objawiało się wyzwiskami (to mu trzeba przyznać, że bez wulgaryzmów w stronę kierowcy, ale mimo wszystko...) oraz przecinkami w formie "k****". Kierowca natomiast w tym czasie zdążył wezwać policję, uprzedzając wcześniej tatusia, że jeśli nie zakupi dwóch normalnych biletów, lub nie opuści autobusu i nie umożliwi odjazdu, zostaną wezwane odpowiednie służby. W międzyczasie w dyskusję zaczęli włączać się pasażerowie, tak, ze mną i kuzynką włącznie, próbując przemówić tatusiowi do rozsądku/przegnać z autobusu/w ostateczności dopiec do żywego. Co dziwne, do rozmowy włączały się również starsze panie, po których raczej spodziewałam się wyrozumiałości w sprawach związanych z dziećmi. Wszyscy też okazywali poparcie i podziw dla kierowcy, który ani na moment nie stracił swojego opanowania.

Tatusia jednak nic nie obchodziło, on pojedzie tym autobusem i koniec, ale nie kupi normalnego biletu. W nosie miał to, że opóźnia odjazd o tyle czasu, że jest upał, że ludzie wracający z wakacji spóźnią się na przesiadki (i nie, to nie jest mój wniosek, taka była odpowiedź tatusia na wszystkie prośby, groźby, tłumaczenia).

W końcu pojawił się pan [P]olicjant. Wszyscy odetchnęli z ulgą, licząc, że doprowadzi tatusia do porządku. Kierowca streścił sytuację, policjant - uwaga, uwaga - wkroczył do akcji.
P: Proszę pana, powinien pan kupić dziecku bilet normalny.
T: Nie będę kupował normalnego, widać, że dziecko chodzi do szkoły, no przecież widać! Co, niby mam legitymację wszędzie wozić? Nikt się nigdy nie czepiał, wszyscy widzieli, że uczeń! Ma mi sprzedać ulgowy!

Konwersacja w podobnym tonie trwała kolejnych kilka minut, po których policjant, stróż-cholera-jasna-prawa, oświadczył, co następuje:
P: A, to niech mu pan sprzeda ten ulgowy.

Kierowca i pasażerowie - czysty szok. Tatuś - samozadowolenie malujące się na twarzy. Co prawda, policjant został zlinczowany słownie przez pasażerów (w wersji złośliwej, nie wulgarnej), ale niestety trwało to zbyt krótko, żeby nasycić wszechobecne pragnienie zemsty - bo tyle, co trwa przejście przez 1/3 autobusu i zejście po schodkach*.

Wiem, że nic wielkiego się w gruncie rzeczy nie stało, bo facet kupił tylko ulgowy bilet zamiast normalnego, ale naprawdę... Wszyscy pasażerowie rozglądali się po sobie z takim poczuciem niesprawiedliwości i bezsilności na twarzach, że wyglądało to wręcz na zorganizowaną wcześniej choreografię. Wychodzi na to, że można się awanturować, zatrzymać autobus na pół godziny, wyzywać, przeklinać, a w końcu nic złego się nie stanie. Ba! Jeszcze się - bezprawnie - bilet tańszy dostanie. Paranoja. Już nawet nie mówię nic o kierowcy, bo nie wiem, co miałby więcej zrobić (wyszarpać tatusia za fraki z autobusu razem z dzieciakiem?), ale postawa policjanta była fenomenalna po prostu, skoro nie poradził sobie nawet z jednym rozkapryszonym tatusiem.

*Rozmowa z policjantem toczyła się w środku, tatuś cały czas odmawiał wyjścia z autobusu, a w międzyczasie polecił dziecku zająć miejsce i później stopniowo się do niego przesuwał.

PKS

Skomentuj (100) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 385 (507)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…