Będzie o tym, że czasem lepiej nie wiedzieć za dużo.
A było to tak:
Kilka lat temu moja babcia, z powodu pogarszającego się stanu zdrowia (rozwijający się Alzheimer), zaczęła wymagać coraz większej opieki. Na początku zapadła decyzja o przeprowadzeniu babci do domu moich rodziców. Nie był to problem, dom duży, mama już w tym czasie na emeryturze, miała więc dość dużo wolnego czasu i mogła się babcia zajmować przy wsparciu reszty rodziny.
Niestety, Alzheimer ma to do siebie, że jak to mówią "im dalej w las tym więcej drzew" i stan babci cały czas się pogarszał. Sama opieka nie była problemem, ale babcia wymagała dość częstych odwiedzin lekarza i różnych leków na receptę, po którą to trzeba był latać do przychodni. Moja mama, jako osoba światowa, przeprowadziła research w internecie i dowiedziała się, że najlepszym wyjściem będzie zgłoszenie babci do hospicjum. Babcia była u nas w domu, ale niejako pod opieką hospicjum - czyli całodobowa możliwość wezwania lekarza gdyby coś się działo, recepty dostępne od ręki w sekretariacie tego hospicjum. I rzeczywiście!! Lekarze okazali się mili i kompetentni, nie było problemów z lekami - istna sielanka. Moja babcia pozostawała pod opieką hospicjum i rodziny aż do śmierci.
I gdzie tu piekielność? Przyznam iż sami myśleliśmy że nigdzie... ale jednak.
Po śmierci babci, mama dostała dokumentację z tego hospicjum i niestety ją przejrzała. Okazało się że zatrudnione tam pielęgniarki są ninja! Przez bite dwa lata przychodziły do nas 3 razy w tygodniu! Myły moją babcię! Obcinały jej włosy i paznokcie! Dbały by nie pojawiały się odleżyny! Prowadziły nawet naukę dla rodziny jak zajmować się chorym! I powiem wam, że chyba piekielna w tym wszystkim jest moja rodzina, bo nikt ich nie zauważył.
A było to tak:
Kilka lat temu moja babcia, z powodu pogarszającego się stanu zdrowia (rozwijający się Alzheimer), zaczęła wymagać coraz większej opieki. Na początku zapadła decyzja o przeprowadzeniu babci do domu moich rodziców. Nie był to problem, dom duży, mama już w tym czasie na emeryturze, miała więc dość dużo wolnego czasu i mogła się babcia zajmować przy wsparciu reszty rodziny.
Niestety, Alzheimer ma to do siebie, że jak to mówią "im dalej w las tym więcej drzew" i stan babci cały czas się pogarszał. Sama opieka nie była problemem, ale babcia wymagała dość częstych odwiedzin lekarza i różnych leków na receptę, po którą to trzeba był latać do przychodni. Moja mama, jako osoba światowa, przeprowadziła research w internecie i dowiedziała się, że najlepszym wyjściem będzie zgłoszenie babci do hospicjum. Babcia była u nas w domu, ale niejako pod opieką hospicjum - czyli całodobowa możliwość wezwania lekarza gdyby coś się działo, recepty dostępne od ręki w sekretariacie tego hospicjum. I rzeczywiście!! Lekarze okazali się mili i kompetentni, nie było problemów z lekami - istna sielanka. Moja babcia pozostawała pod opieką hospicjum i rodziny aż do śmierci.
I gdzie tu piekielność? Przyznam iż sami myśleliśmy że nigdzie... ale jednak.
Po śmierci babci, mama dostała dokumentację z tego hospicjum i niestety ją przejrzała. Okazało się że zatrudnione tam pielęgniarki są ninja! Przez bite dwa lata przychodziły do nas 3 razy w tygodniu! Myły moją babcię! Obcinały jej włosy i paznokcie! Dbały by nie pojawiały się odleżyny! Prowadziły nawet naukę dla rodziny jak zajmować się chorym! I powiem wam, że chyba piekielna w tym wszystkim jest moja rodzina, bo nikt ich nie zauważył.
słuzba_zdrowia
Ocena:
636
(690)
Komentarze