Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69807

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiem Wam dzisiaj pewną historię sąsiedzką. Tym razem nie będzie o zbyt hałaśliwych lokatorach w bloku czy przysłowiowych sporach o miedzę ;)

W moim bloku mieszka Piekielny Sąsiad. Człowiek Czysta Złośliwość, którego postępowania nie da się wytłumaczyć. Mam wrażenie, że wielu osobom dokuczał bez konkretnego celu, nie chcąc niczego w ten sposób osiągnąć, tylko ot tak dla rozrywki. Myślę, że każdy z mieszkańców mógłby opowiedzieć jakąś historyjkę z jego udziałem, ja opowiem tę, która spotkała mnie osobiście kilka lat temu.

W III klasie liceum zdałam egzamin na prawo jazdy i następnie za odłożone kieszonkowe, stypendium artystyczne i z ogromną pomocą rodziców kupiłam swój pierwszy samochód - używanego Fiata Pandę. Będąc jeszcze niedoświadczonym kierowcą, na początku starałam się parkować tam, gdzie miejsce było trochę szersze. Pod blokiem miejsca postojowe były wyznaczone w sposób prostopadły, a gdy wracałam do domu np. o 13, to często zdarzało się, że moje "maleństwo" stało jak ta sierotka samotnie na parkingu, więc z tym nie miałam problemu, przynajmniej przez kilka pierwszych tygodni.

Piekielnemu coś najwyraźniej nie pasowało. Po pewnym czasie zauważyłam, że parkuje swoje wozidło (nie pamiętam, co to dokładnie było, ale gabarytowo wielkości Nissana Qashqai) obok mojego. "Za bardzo" obok. Sąsiedzi mówili, że widzieli, jak Piekielny poprawiał kilkanaście razy swój samochód, żeby "przytulić" się do mojej Pandy na odległość nawet nie lusterek, a jednego lusterka (chociaż obok było sporo wolnego miejsca). Na dodatek często parkował w ten sposób po mojej lewej stronie, czym uniemożliwiał mi w ogóle wejście do samochodu od strony kierowcy - drzwi dało się otworzyć na maksymalnie 20 cm ;)

Kiedy pierwszy raz to zobaczyłam postanowiłam, że skorzystam jednak z komunikacji miejskiej.
Kilka razy zdarzało mi się wsiadać przez drzwi od pasażera i przeciskać się na fotel kierowcy, a dwa razy wsiadałam przez bagażnik, bo ktoś równie mocno rozgarnięty zastawił mnie z drugiej strony.
Kombinowałam i parkowałam prostopadle tyłem (w końcu przy wyjeździe na milimetry lepiej jechać do przodu niż cofać ;) zwłaszcza samochodem bez wspomagania kierownicy). Później parkowałam samochód dalej od bloku - dla mnie nie było problemu, żeby przejść sobie te 200-300 metrów, ale mieć spokój.

Wszystko to trwało kilka miesięcy, w ciągu których wielokrotnie zwracałam Piekielnemu uwagę, że nie zostawia mi miejsca, żeby wsiąść do samochodu i żeby parkował trochę dalej. W odpowiedzi słyszałam tylko całą serię wyzwisk i stwierdzenie: "no przecież nie ma narysowanych linii wyznaczających miejsca parkingowe, więc o co pani chodzi".

Jakiś czas później wracałam z moim tatą przez osiedle, kiedy niemal napadł na nas Piekielny. I drąc się oświadczył nam, że zarysowałam mu samochód przy wyjeżdżaniu z parkingu, odjechałam z miejsca zdarzenia, jego znajomy widział całe zajście i on wie, że to ja, on już powiadomił Policję i na koniec dodał, że prawo jazdy musiałam znaleźć w paczce chipsów. Próbujemy z tatą dowiedzieć się kiedy to miało mieć miejsce i niech pokaże nam zniszczenia. Odpowiedzi się nie doczekaliśmy, przyszło natomiast za jakiś czas wezwanie z Komisariatu Policji, żebym się zgłosiła na przesłuchanie.

Poszłam jak na ścięcie. Może faktycznie go gdzieś drapnęłam i nie poczułam? Jestem typem osoby, który jak coś zepsuje, to jednak się przyznaje, więc nie zwiałabym celowo. Układałam w myślach wypowiedź, żeby jednocześnie wskazać, że Piekielny celowo podjeżdżał blisko mojego samochodu, chociaż miałam niewielkie szanse, żeby obronić się tym zarzutem.

Obrona okazała się prostsza, niż myślałam. Do zdarzenia miało dojść w momencie, kiedy po pierwsze parkowałam już w zupełnie innym miejscu, a po drugie moja Panda... stała przez tydzień w warsztacie samochodowym ;) Jestem niesamowicie wdzięczna tamtemu warsztatowi, że zawsze przy oddaniu samochodu do naprawy wystawiali kartkę z datą przyjęcia auta, wykazem prac do zrobienia i przewidywaną datą odbioru. Po załączeniu do dowodów tego dokumentu, mówiąc kolokwialnie - Policja odczepiła się ode mnie.

Co się później okazało i dotarło do mnie pocztą pantoflową (od znajomych, którzy mają znajomych, którzy znają Piekielnego)? Piekielny prawdopodobnie gdzieś na mieście zarysował sobie cały bok o jakiś słupek. Nie chcąc tracić zniżki i korzystać z AC postanowił, że wybierze sobie jakąś ofiarę i oskarży ją o zarysowanie jego samochodu. Padło na mnie, bo pół osiedla widziało jak nasze samochody wyglądały prawie jak zrośnięte, a na dodatek byłam młodą dziewczyną, więc na pewno nie miałam doświadczenia jako kierowca.

Nie mam pojęcia jak potoczyły się dalsze losy Piekielnego i jego samochodu, faktem jest, że po jakimś czasie zaczął go parkować na parkingu strzeżonym. Mnie zaś to wszystko nauczyło wyjeżdżania z ciasnych miejsc parkingowym i cofania na milimetry lepiej, niż niejeden facet :P

sąsiedzi parking samochód

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 428 (510)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…